O nich pisały Nowiny apelując o pomoc w chorobie
W minionych latach często podejmowaliśmy tematy, które dzięki nagłośnieniu medialnemu prowadziły do festiwalu życzliwości Czytelników, wspomagających leczenie chorych. Przypominamy fragmenty tych historii by w świąteczny czas pusty talerz ustawiony na wigilijnym stole był nie tylko symbolem, ale inspirował do dzielenia się własnym szczęściem z tymi, których los potraktował bezlitośnie.
Maciuś z Pogrzebienia
Chłopiec umierał już dwa razy. – Pamiętam każdy szczegół, jakby to było wczoraj. Szpital. Krew, przetaczana litrami. Paluszki synka, tak poranione od igieł, że nie było już gdzie się wkłuć... Uszkodzone nerki. Uszkodzone serce – pisała do nas matka chłopca. Jedenastoletni Maciej z Pogrzebienia urodził się zdrowy. Poważnie zachorował, gdy miał trzy latka. – Przeraziłam się, gdy poszłam z nim do toalety. Jego mocz był czarny, niczym parzona kawa... Pół godziny później jechałam już z Maćkiem karetką do szpitala w Zabrzu, odchodząc od zmysłów ze strachu. W uszach brzmiały mi słowa, które nie docierały do mnie, były zbyt obce, zbyt straszne, a jednak prawdziwe. Dziecko umiera... organizm zatruty... nerki nie pracują... przy takich wynikach powinien już nie żyć... – wspomina matka chłopca. Dziecko udało się uratować, kolejny rzut choroby przyszedł po sześciu latach. Chłopiec cierpiał na atypowy zespół hemolityczno–mocznicowy.
Bartłomiej Bryłka
Gdy o nim pisaliśmy miał 20 lat. Studiował administrację w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu. W 2009 roku lekarze zdiagnozowali u niego dystrofię twarzowo–łopatkowo–ramienną. – Choroba zabiera mi siły, moje nogi i ręce są coraz słabsze, coraz częściej potykam się i upadam, ale podnoszę się i idę dalej – walczę. Na dłuższe odległości używam wózka, ale ten który posiadam jest już bardzo zniszczony i ciężki. Moim marzeniem jest wózek aktywny, który jest lżejszy i zwrotniejszy. Niestety koszty zakupu przekraczają możliwości moje i rodziny. Bardzo proszę o pomoc – o namiastkę samodzielności – apelował wtedy Bartek.