Szaleniec terroryzuje sąsiadów. Ci są bezsilni
Mieszkańcy wodzisławskich Kokoszyc od lat żyją w strachu. Zagrożeniem jest dla nich Mariusz B. Zna go niemal każdy mieszkaniec dzielnicy. Awantury, groźby, wyzwiska, obnażanie się, obrzucanie koktajlami Mołotowa, niszczenie samochodów, zaczepianie dzieci - lista jego przewinień jest długa. - Mężczyzna jest chory psychicznie i wymaga wsparcia. Ale sam nie chce się leczyć - rozkładają bezradnie ręce mieszkańcy.

Boją się o dzieci
Inne problemy to wyzwiska, groźby, straszenie że „wszystkich wymorduje”, publiczne obnażanie się czy zaczepianie dzieci. Tylko w ubiegłym roku mężczyzna zniszczył 5 samochodów. Rzuca bryłami węgla w samochody i przechodniów. - Gdy wróciliśmy z pasterki, to dał taki „koncert”, że trudno było wytrzymać. Krzyki, wulgaryzmy - mówi Adam Rymer, mieszkaniec Kokoszyc.
Mariusza B. znają niemal wszyscy. Nawet pracownicy instytucji, których rolą jest spisywanie danych z liczników, nie chcą wchodzić do domu mężczyzny z troski o swoje bezpieczeństwo.
Mieszkańcy Kokoszyc głównie boją się o swoje dzieci i wnuki. Nie są to bezpodstawne obawy. Nawet ostatnio dzieci przybiegły z płaczem do szkoły, bo mężczyzna je wystraszył. Dyrekcja placówki od razu zareagowała. 9 stycznia powiadomiła prokuraturę. - Dwa lata temu również informowałam prokuraturę w tej sprawie, ale dostałam odpowiedź, że czyn, którego się dopuścił, nie jest karalny - rozkłada bezradnie ręce dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 6 w Wodzisławiu, Ewa Sosna.
Z kolei Mariola Harazim pokazuje nam pismo z września 2015 r., które skierowała do Sądu Rejonowego w Wodzisławiu. Pisze w nim, że mieszkańcy zwracają się z prośbą o interwencję w sprawie Mariusza B., który „zagraża naszym dzieciom, awanturuje się w dzień i w nocy, grozi mieszkańcom”.
20 stycznia zaczął rzucać kamieniami..To się dopiero odbędzie,czy jak?
Ostatnio pojawiło się światełko w tunelu. Policja przyjechała pod dom Mariusza B. Funkcjonariusze mieli ze sobą nakaz doprowadzenia mężczyzny do biegłego psychiatry. Nakaz był ważny 48 godzin. Mężczyzna nie otwierał. Matka Mariusza B., gdy zobaczyła funkcjonariuszy, nie weszła do domu, w którym przebywał jej syn, tylko do sąsiedniego, w którym na co dzień nie mieszkają. Policjanci odjechali więc z kwitkiem. Siłą nie mogli wejść. Ten Kraj jest nie normalny a prawo to cyrk nieudolnośc tego państwa jest starszna
chore przegrane państwo które nie potrafi zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwa
Niech się sąsiedzi zrzucą na bilet do kina na "Lincz"
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Kilka lat temu była taka sytuacja, że sąsiedzi się zebrali i zatłukli sąsiada- świra. Sam nie wiem, jak bym się zachował w takiej sytuacji
Ciekawe co powiedzą wszystkie poinformowane instytucje jak dojdzie do jakieś tragiedi. Podziwiam najbliszych sąsiadów że tak długo już muszą tolerować jego wystepki. A jak to u nas bywa wszyscy wszystko wiedzą ale nikt nie podejmuje właściwych decyzji
Nie szło wprost napisać Zezem a nie jakiś Mariusz B