Lekarstwa nie trafiają do najbiedniejszych
Coraz częściej słyszy się o marnowaniu leków, które zamiast do pieca mogłyby trafiać do ubogich pacjentów. Na drodze stoją przepisy, które zabraniają wprowadzania takich farmaceutyków do obrotu. Aptekarze tłumaczą, że to dla dobra pacjentów. Również tych najbiedniejszych.
Chodzi o wyrzucane leki, którym jeszcze nie skończyła się data przydatności a które trafiają do utylizacji. Od lat osiemdziesiątych sukcesywnie malała w Polsce liczba tzw. aptek darów, czyli miejsc, gdzie za darmo lub za symboliczne pieniądze najubożsi mogli otrzymać jeszcze nieprzeterminowane leki. Te pochodziły najczęściej z zagranicy, choć i polscy pacjenci przynosili do nich leki, których nie wykorzystali. Ostatnie takie apteki prowadzi Stowarzyszenie Lekarze Nadziei, które uważa, że bezduszne przepisy uniemożliwiają leczenie najuboższych.
W ubiegłym roku w Rybniku do utylizacji przekazano blisko tonę leków zebranych w aptekach, w Wodzisławiu zebrano ich 335 kilogramów, a w Raciborzu 680 kilogramów. To w większości leki przeterminowane, jednak, jak szacuje prezes stowarzyszenia Zbigniew Chłap, część z nich nadal nadaje się do użytku. – Posiadamy ekspertyzę farmaceutyczną, według której wśród spalanych leków około 20 procent ma aktualny termin ważności i z powodzeniem nadaje się do zastosowania. To ogromne marnotrawstwo i pozbawienie możliwości leczenia tych, których nie stać na zakup leków. Staramy się mówić głośno o tej sprawie, zainteresować problemem posłów, pisaliśmy do pani minister Ewy Kopacz. Niestety, ministerstwo milczy w tej sprawie – przekonuje na łamach portalu rynekzdrowia.pl prof. Zbigniew Chłap, prezes Stowarzyszenia.
W Rybniku problem leków przedterminowo utylizowanych istnieje, nie jednak w samych aptekach. – Oczywiście, że oddajemy leki do utylizacji, ale praktycznie tylko te, które są przeterminowane, lub noszą znamiona uszkodzenia lub skażenia – tłumaczy Katarzyna Rezner, kierownik Apteki Pod Lwem na rybnickim rynku. – Kiedy blister jest rozdarty, fiolka stłuczona, lub środek zawarty w pojemniku wskazuje na zepsucie, utylizujemy też wtedy przed terminem, przecież takich leków pacjentowi sprzedać nie wolno – komentuje. Klienci do apteki lekarstwa przynoszą, także te przeterminowane. – Przeważnie zdarza się to przy diametralnej zmianie leczenia lub śmierci leczonej osoby. Wtedy ludzie przynoszą nawet do nas, do okienek, te leki i pytają, co mają z tym zrobić. Oczywiście my nie możemy ich przyjąć – dodaje Katarzyna Rezner. Sprawa jest skomplikowana – aptekarz nie wie przecież, w jakich warunkach lek był przechowywany, nawet jeśli jest przed terminem ważności. – Czy był trzymany na słońcu, gdy to jest zabronione, czy w wysokich temperaturach, gdy zalecone są tylko niskie – skąd mamy to wiedzieć? Takich leków nie wolno nam przyjąć, ani odsprzedać, choć wiemy, że to w pewnym sensie marnotrawstwo – dodaje kierownik Pod Lwem. W aptekarskich kuluarach wiadomo jednak nie od dziś, że są takie placówki, gdzie te „niezużyte” a jeszcze zdatne leki chętnie się przyjmuje, pacjenci i klienci wymieniają się tymi danymi i w ten sposób, niewielki ułamek leków zdatnych ponownie trafia do pacjentów. – Tak czy owak, pacjent decyduje, co z niepotrzebnym lekiem zrobi – na Placu Wolności w naszej aptece jest kosz, do którego klient sam wrzuca leki nieużyte lub po terminie ich ważności. Nie zaglądamy tam, ale domyślam się, że znaczna część rybnickich statystyk pochodzi właśnie z takich koszów. Aptekarze przynajmniej leków przedterminowych zwykli nie wyrzucać, a w naszej aptece wśród utylizowanych chyba mniej niż 1 proc. to leki przed terminem ważności – dodaje Katarzyna Rezner z Apteki Pod Lwem.
Piotr Klima, wiceprezes Śląskiej Izby Aptekarskiej i współwłaściciel raciborskich aptek uważa, że można znaleźć jakiś sposób, aby część z niszczonych leków trafiała do potrzebujących, jednak obecne prawo na to nie pozwala. – Sprawa ma dwa aspekty. Pierwszy to kwestia niszczenia leków z magazynów. Istnieje możliwość przedłużenia ich okresu przydatności. Moim zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie leki, odpowiednio przechowywane mogły być stosowane np. w szpitalach pod kontrolą lekarzy. Drugi aspekt to leki trzymane w naszych mieszkaniach i tu sytuacja nie wygląda tak różowo – mówi Klima. Zdaniem farmaceuty, zarówno biedny jak i bardziej zamożny pacjent ma prawo do bezpiecznego leku, a te z darów ludności mogą być niebezpieczne. – Pomijając możliwość nieprawidłowego przechowywania, nikt nie zagwarantuje, że mimo hermetycznych opakowań ktoś nie podmieni leku na podobny z wyglądu, ale o zupełnie innym działaniu – przestrzega.
(acz)(mark)