Cztery tysiące kilometrów wspaniałej przygody
18 czerwca para motocyklowych podróżników – Sonia i Łukasz Winiarscy wyruszyli w kolejną wyprawę po Europie.
Po zwiedzeniu Bałkanów i Europy Zachodniej w latach 2009 i 2010 tym razem celem naszym było objechanie jednej z najpiękniejszych tras dla motocyklistów, czyli Alp. Jechaliśmy na motocyklu marki BMW R1150R z 2002 roku. Wybierając drogę chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej dzikiej przyrody i dlatego celowo omijaliśmy autostrady i duże miasta. Plan zakładał przejechanie dystansu od 250 do maksymalnie 450 km dziennie.
Czeskie wino i austriackie śniegi
Zaczęliśmy od czeskiej, słynącej z uprawy cenionego wina, miejscowości Znojmo. W weekend odbywały się tam degustacje win w licznie otwartych piwniczkach. Świeże wino nalewane z dużej beczki smakowało bardzo orzeźwiająco. W niedzielę po malowniczej trasie wzdłuż Dunaju zajechaliśmy do pięknej, objętej ochroną UNESCO wioski Hallsttadt w Austrii, zbudowanej na zboczu stromej góry nad jeziorem.
Od następnego dnia góry robiły się coraz wyższe a droga miejscami bardzo kręta. Przejechaliśmy słynną drogę Hochalpenstrasse, najwyżej (2500 m n.p.m.) położony asfaltowy szlak Austrii w pobliżu lodowca Grossglockner (3798 m n.p.m.), gdzie mieliśmy okazję jechać w czerwcu w śniegu zalegającym na poboczach. Mimo temperatury bliskiej zera, nastroje były bardzo pozytywne. Było to ostatnie miejsce gdzie spotkaliśmy motocyklistów z Polski. Odległość 800 km od domu tylko zachęcała do dalszej jazdy.
Włoski serwis
Jeszcze tego samego dnia przekroczyliśmy granicę austriacko-włoską aby podziwić włoskie Dolomity. Szczególnie została nam w pamięci trasa z Cortina d’Ampezzo do Predazzo, słynąca z wyjątkowo ciasnych, krętych dróg na wysokości ponad 2500 m n.p.m. Jazda po stromych szlakach z dużym obciążeniem (motocykl w pełnym uzbrojeniu ważył ponad 350 kg) sprawiła, że łożysko tylnego koła zaczęło niepokojąco hałasować. Rankiem następnego dnia było już na tyle nieciekawie, że w grę wchodził kurs lawetą do domu. Na szczęście obok drogi wyrósł nam serwis BMW, który w 5 godzin (w tym 3 godziny włoskiej sjesty, kiedy firma od 12.00 do 15.00 była zamknięta) motor naprawił. Jeden dzień i 200 euro stracone, ale jedziemy dalej...
Kolejny przystanek wypadł nad bardzo dużym, czystym, turkusowym jeziorem Garda we Włoszech. Klimaty podobne do chorwackiego wybrzeża tylko woda ciepła jak... w Bałtyku. Po 2 dniach relaksu na campingu opuściliśmy góry i ruszyliśmy 350 km na południe, aby zwiedzić włoskie wybrzeże Morza Liguryjskiego i jego najciekawsze zakątki jak Portofino, Genua czy San Remo. Jazda motocyklem po włoskim wybrzeżu przypomina walkę dobra (my) ze złem czyli skuterami, a raczej ich stadami, które przy pełnej prędkości grupami atakują motocykl z każdej strony, po czym znikają w szczelinach między samochodami zakorkowanej drogi.
Francuski luksus
Podążając konsekwentnie na zachód dotarliśmy do Francji nad dużo spokojniejsze (skuterowo) Lazurowe Wybrzeże. Oczywiście nie mogło w tym miejscu zabraknąć zwiedzenia księstwa Monaco i jednego z najbogatszych miast w Europie – Monte Carlo. Na francuskim wybrzeżu w pobliżu Cannes zrobiliśmy 2 dni pauzy na błogie lenistwo na plaży. 26 czerwca pożegnaliśmy ciepłe morze Śródziemne i ruszyliśmy w Alpy francuskie wybierając nocleg nad najgłębszym kanionem w Europie – Kanionie rzeki Verdon. Jest tam niepowtarzalna możliwość wpłynięcia rowerem wodnym do wnętrza głębokiego na kilkaset metrów kanionu. Następny dzień to kolejne 400 km przeprawy przez góry, aż do stóp najwyższego szczytu w Europie – Mount Blanc (4810 m n.p.m.) Tam poznaliśmy grupę polskich studentów, która szykowała się do zdobycia Dachu Europy.
Szwajcarski porządek
Pokonaliśmy całą szwajcarską cześć Alp, w tym przełęcz Furkapass gdzie dotarliśmy motocyklem na wysokość 2645 m n.p.m. Szwajcarzy stworzyli tam możliwość wejścia do 300-metrowego tunelu wydrążonego we wnętrzu lodowca. Po 13 godzinach jazdy, w trakcie których przemierzyliśmy 450 km szwajcarskich dróg, strudzeni długą jazdą (jeśli ktoś uważa, że Niemcy to maksymalnie poukładany kraj to zapraszamy do Szwajcarii, panujący tam porządek jest aż męczący) w końcu dotarliśmy do niemieckiej części Jeziora Bodeńskiego.
Niemiecki zlot
Skończyła się towarzysząca nam przez cały czas piękna, słoneczna pogoda i do końca wyprawy wisiały na nami ciężkie, ciemne chmury, nieskąpiące rzęsistego deszczu. Rankiem zwiedziliśmy jeden z największych ogrodów w Europie – wyspę kwiatów Mainau. Tego samego dnia dotarliśmy pod Monachium do Garmisch-Partenkirchen na coroczny zlot motocykli marki BMW. Jest to potężna impreza dla fanów turystyki motocyklowej spod znaku BMW. Tam dołączyło do nas trzech przyjaciół, którzy przyjechali na swoich maszynach z Raciborza. Po 3 dniach korzystania z licznych atrakcji zlotu wyruszyliśmy całą ekipą w stronę Polski z noclegiem w czeskim Krumlowie (patronat UNESCO). Warto tam wpaść bo to tylko 450 km od Raciborza a miejscowość robi niesamowite wrażenie.
4 lipca wróciliśmy do Raciborza zadowoleni, że w 16 dni udało się szczęśliwie pokonać 4100 km na motocyklu i objechać austriacką, włoską, francuską, szwajcarską i niemiecką część Alp. Podsumowując, przeżyliśmy wiele przygód, poznaliśmy kilka wspaniałych osób a widoki zza kierownicy motocykla zapierały dech w piersiach. A za rok... Norwegia i Szwecja... trzymamy kciuki, że się uda...
Łukasz Winiarski