Hyniek, Ślonzok z Afryki
Od 30 lat mieszka w Republice Południowej Afryki, gdzie pracuje w kopalni węgla. Specjalnie dla Tygodnika zgodził się opowiedzieć swoją historię.
ŚWIERKLANY. W odwiedziny do rodzinnej miejscowości przyjechał Henryk Wodecki z żoną Rachele, który od 30 lat mieszka w RPA, gdzie pracuje jako górnik. Odwiedziny były okazją do wielu porównań śląskiego i afrykańskiego górnictwa.
Henryk Wodecki wraz z żoną i córką mieszka w miejscowości Witbank, ok 140 km od Johannesburga. Jest to część zagłębia porównywalnego obszarem ze Śląskiem.– Przed stanem wojennym pracowałem w Przedsiębiorstwie Budowy Szybów. Stowarzyszenie techników i inżynierów górnictwa podziemnego zorganizowało wtedy wycieczkę do Austrii, Czechosłowacji i Węgier, na którą pojechałem wraz z 43 kolegami. Kiedy dojechaliśmy do Wiednia, postanowiłem tam zostać. W Austrii spędziłem 7 miesięcy w górach, w miejscowości San George. Złożyłem wtedy podanie do ambasady Australii i RPA. Dylemat przyszedł wtedy, kiedy okazało się, że pierwszego maja mam mieć wylot do Australii, a trzeciego maja do RPA. Pytałem ludzi, gdzie jechać. Za namową przyjechałem do RPA, gdzie panował wtedy ostry apartheid, czyli system polityczny oparty na segregacji rasowej. Biały był panem – wspomina Henryk Wodecki. Wtedy rozpoczął pracę na kopalni. Miesiąc uczył się języka murzynów – fanagalo. Po roku czasu idealnie posługiwał się językiem miejscowych, który jest bardzo prosty w nauce, ponieważ nie ma czasów.
Kobiety na dole
– Rozpocząłem pracę w kopalni, a w tych czasach białego człowieka było trudno znaleźć na kopalni. Pracowali tam tylko czarni. Trzy lata temu zamknięto ponad 120–letnią kopalnię, w której pracowałem i przeniosłem się do kopalni węgla Kendall, która tworzy wraz z elektrownią bardzo duży kompleks. Jest to największa elektrownia w Afryce – zapewnia Wodecki. Ślązak z Afryki w styczniu przejdzie na emeryturę. Obecnie zarządza pracą osiemnastu osób, czarnych mężczyzn i kobiet, których w kopalni pracuje 10 proc. – Ja pracuję na jedną zmianę, a robotnicy na trzy. Jestem odpowiedzialny za linię przenośników węgla, która ma 28 kilometrów. Do kopalni wjeżdżamy samochodami po rampie, a nie szybem, jak w Polsce. Rozwożę pracowników, którzy przeprowadzają konserwację linii – mówi pan Henryk zaznaczając, że kopalnie w RPA mają do 100 metrów głębokości.
Kopalniane przywileje
W Republice Południowej Afryki walutą jest rand, który kosztuje w Polsce ok. 0,42 zł. Zarobki w górnictwie przewyższają polskie płace. Inżynierzy i ważniejsi pracownicy kopalni zarabiają do 30 tys. randów, czyli ok. 12 tys. złotych. – Pomocnicy, czyli czarni pracownicy najniższego szczebla zarabiają do 10 tys. randów, czyli ok. 4000 zł. Kopalnia zapewnia domek, są baseny, korty tenisowe. Jest sporo przywilejów, np. autobusy dowożące pracowników i zwrot paliwa, jeśli ktoś dojeżdża swoim samochodem. Kiedyś pracowałem na kopalni Borynia, a kiedy pojechałem do RPA zaskoczył mnie poziom technologiczny tamtejszego górnictwa. Dużo wcześniej niż w Polsce pracowały tam potężne kombajny amerykańskie JOY. Są bardzo wysokie ściany, choć nie ma łupka, a piaskowiec. Kopalnia to wielki labirynt, po którym jeździ się samochodami, nie szybciej niż 30 km na godz. BHP jest na pierwszym miejscu. Zostałem zawieszony na tydzień przez to, że jadąc samochodem w kopalni nie miałem zapiętego pasa. Nikt nie może zjechać bez okularów i stoperów w uszach. Głównym zagrożeniem, tak jak w Polsce jest metan. Już przy stężeniu 2 proc. wszystko staje automatycznie, kombajn się wyłącza – tłumaczy górnik.
Czarna miłość
W RPA pan Henryk poznał miłość swojego życia – Rachele, z którą ma dorosłą córkę Wiolettę. – U nas nie ma ksenofobii. Żyjemy w małej polskiej społeczności, która składa się z 42 rodzin. Jesteśmy małżeństwem od 21 lat. Chrzestnym naszej córki jest Polak, Stefan, który pochodzi z Chybia i również mieszka w Witbanku. My jesteśmy katolikami, ale nie ma u nas wielu kościołów polskich. Trzeba podkreślić, że mamy całkiem sporą mieszankę wyznaniową. Są protestanci, katolicy, świadkowie jehowy, adwentyści dnia siódmego, są także wyznawcy religii animistycznych i szczypta islamu i hinduizmu. Panuje także wiele przesądów. Wiele związanych także z AIDS, które jest powszechne w RPA. Przyczyną są liczni imigranci np. z Zimbabwe, Mozambiku. Często nie mają pracy, więc trudnią się prostytucją – mówi czystą angielszczyzną Rachele Wodecka, mulatka i żona Henryka.
RPA w pigułce
Najbardziej wysunięte na południe państwo Afryki jest podzielone na 9 prowincji. Języków urzędowych jest aż 11. Oprócz głowy państwa, czyli prezydenta i parlamentu, każda z 9 prowincji posiada swój rząd. Obecnie prezydentem RPA jest Jacob Zuma. Po objęciu władzy przez rdzennych mieszkańców, którzy mają większość w parlamencie, rozpoczęto zmianę dotychczas obowiązujących nazw miejscowości i prowincji na afrykańskie, przez co utworzono nazewnictwo dwujęzykowe. Afryka południowa posiada kilka stref klimatycznych. Jest więc klimat suchy – pustynny, oraz w większej części kraju suchy–słoneczny. Śnieg spotykany jest tylko wysoko w górach. Pory roku są odwrotne niż w Polsce. Kiedy u nas smażymy się w letnich promieniach słońca, w RPA panuje zima. Wśród zwierząt możemy spotkać m.in. słonie afrykańskie, nosorożce i hipopotamy. Z góry spojrzy na nas także żyrafa, a na równinach możemy pościgać się z gepardem i popatrzeć na króla zwierząt – lwa. Wśród roślinności królują obszary krzaczaste i sawanny, spotkać można także pojedyncze baobaby. Lasy w RPA składają się głównie z eukaliptusów i sosen. Walutą RPA jest rand (na zdjęciu 20 randów), którego średni kurs w Polsce to 0,418 zł. Liczba ludności to prawie 49 mln osób, a dominującą religią jest protestantyzm.
Nieludzki obyczaj
Do 1955 roku każdy król plemienny na swojej ziemi ojczystej w RPA miał swojego podwładnego, który nieustannie mu towarzyszył, na kształt osobistego ochroniarza. W przypadku śmierci króla, pana, jego podwładny był zabijany i chowany razem z nim. Praktyka ta została zakazana w 1955 roku.
Amarula
Najpopularniejszym trunkiem RPA, dostępnym od niedawna także w Polsce jest amarula, czyli likier produkowany z dzikich owoców maruli, w których gustują także słonie i mniejsze zwierzęta. Dojrzałe owoce są zbierane spod drzewa, następnie myte i łączone ze śmietanką, po czym naturalnie fermentują od 7 do 10 dni. Po destylacji alkoholu następuje sezonowanie uzyskanego płynu, które trwa dwa lata i odbywa się w dębowych beczkach. Na samym końcu do likieru dodaje się krem, a zawartość alkoholu w gotowym produkcie to 17 proc.
Szymon Kamczyk