Filip Młody – raciborzanin, który stał się obywatelem świata

Każda jego podróż była skokiem na głęboką wodę. Do Irlandii jechał kilkadziesiąt godzin bez pewności, czy będzie mieć gdzie mieszkać. Aby znaleźć pracę w Londynie rozesłał blisko siedemset CV, do Stanów Zjednoczonych Ameryki wyruszył z wiarą, że dokona prawie niemożliwego i znajdzie pracodawcę chętnego zasponsorować jego wizę. Właśnie rozpoczął się kolejny rozdział w jego zawodowym życiu – trafił do Nowej Zelandii.

Granice istnieją wyłącznie w naszej głowie. Kto zechce poznać świat, otworzyć się na inną nację, skonfrontować własną mentalność z inną kulturą zrozumie, że ma przed sobą ogrom nowego wymiaru rzeczywistości do poznania. Pojmie to również po przeczytaniu historii Filipa Młodego – raciborzanina, który dzięki emigracji otworzył się na nowe możliwości i zmienił swoje życie.

Podróż w nieznane

Spotykamy się w redakcji, w jedynym możliwym terminie. Filip rzadko bywa w Polsce, ale pierwsze co robi, gdy tylko przekroczy granicę, to spędza czas z rodziną i umawia spotkania z dawnymi znajomymi. Wyjaśnia, że przyjaźnie, które zawarł za młodu trwają i odbijają się pozytywnie na jego losie do dziś. – Racibórz mnie wychował, zawsze będzie bliski mojemu sercu. Jestem dumny z bycia Polakiem, i nigdy nie ukrywam swojego pochodzenia – zaznacza mój rozmówca, dodając, że podróże na zawsze zmieniają życie człowieka, jego podejście do otoczenia, otwierają na innych ludzi. – W USA nauczyłem się, że prawdziwe słuchanie drugiej osoby, zamiast czekania na swoją kolej, żeby się odezwać, zwykły uśmiech i bycie pozytywnym diametralnie zmienia samopoczucie nasze i rozmówcy. To są takie szczegóły, na które nie zawsze zwracamy uwagę – wyjaśnia.

Często wraca pamięcią do czasów nauki w II Liceum Ogólnokształcącym w Raciborzu, a przede wszystkim opowiada o przyjaciołach. – Część osób z tamtej ekipy wyjechała w świat, są też tacy, którzy z sukcesem spełniają swoje zawodowe marzenia tutaj, w Polsce. W gronie przyjaciół których poznałem na tamtym etapie życia jest np. Maciej Wołk, który pracuje obecnie w warszawskim magistracie. Do dziś utrzymuję kontakt z Piotrem Szutrem, którego team zdobył ostatnio statuetkę Oskara, jedna z koleżanek pracując w Nowym Jorku jest częścią jednej z największych na świecie firmy public relations, inna jest aktorką serialową – wymienia raciborzanin.

Gna przez życie w zawrotnym tempie, motywują go poważne wyzwania, ale, jak sam twierdzi, czasami warto się na moment zatrzymać i zastanowić, co dalej. Każdy powrót do kraju jest dla niego sentymentalnym przeżyciem. Chwilą, gdy może zagłębić się we wspomnienia i wrócić pamięcią choćby do 2005 r., kiedy to na drugim roku studiów wyjechał z kolegą do Irlandii. – To była pierwsza nieturystyczna podróż. Polska dopiero weszła do Unii, Europa nie była dla nas jeszcze otwarta tak bardzo, jak jest teraz. Zabraliśmy torbę w połowie wypełnioną ubraniami, a w połowie – zupkami chińskimi, w kieszeni mieliśmy jakieś 200-300 euro, a w głowach wiele nakręcającą myśl: co czeka na nas na obczyźnie – mówi z uśmiechem nasz bohater. Podróż z Wrocławia, gdzie, idąc śladami swoich rodziców Filip studiował wychowanie fizyczne, do Dublina trwała 35 godzin. – Wybraliśmy autobus, czas dłużył się niemiłosiernie. Na karteczce miałem zapisany adres znajomego, który miał nam pomóc w znalezieniu noclegu. Niestety nic z tego nie wyszło. Pozostało szukanie hotelu, ale pech chciał, że w miejscowości obok odbywał się ogromny festiwal. Wszystkie pokoje były zajęte. Przypadek chciał, że siedzieliśmy na ławce w parku, rozmawiając po polsku co dalej i jeden z przechodzących obok Polaków nas usłyszał, podszedł i zaproponował, abyśmy zamieszkali u niego. Ledwo było nas na to stać. Dalej też nie było łatwo – opowiada Młody i kontynuuje, że pierwszą pracę znalazł chodząc od drzwi do drzwi rozdając swoje CV. Trafił do zupełnie innej rzeczywistości.

Amerykański sen

– Pierwsze lody zostały przełamane. Pojąłem, że jeśli czegoś się bardzo chce, to można to osiągnąć, nawet gdy los rzuca kłody pod nogi – nawiązuje do irlandzkiej przygody. W 2009 roku znalazł pracę w branży konsultingowej we Wrocławiu. – Malezyjczyk chińskiego pochodzenia zakładał z polskim partnerem firmę. Poszukiwali kogoś, kto zajmie się sprzedażą i marketingiem. Celem przedsiębiorstwa było zapewnienie pomocy polskim biznesmenom w interesach z Chińczykami poprzez organizację szkoleń, spotkań czy konsultacji – wspomina Filip Młody. Stanowisko to nauczyło go podstaw pracy w biznesie. Nie było jednak łatwo utrzymać się na powierzchni. Połączenie etatu, piątego roku studiów wychowania fizycznego oraz dodatkowo studiów podyplomowych z marketingu sprawiało, że tydzień stawał się zbyt krótki.

W następnym roku skorzystał z okazji, aby zamieszkać w USA. Decyzja ta, jak ocenia, zmieniła całe jego życie. Teraz bez wahania nazywa tamten etap czymś na wzór amerykańskiego snu. Zderzył się z zupełnie innym światem. – Gdy latałem do Irlandii w 2005 r. wydawało mi się, że to tak bardzo daleko od miejsca, w którym się wychowałem. Przeprowadzka do Stanów udowodniła mi, jak błędne było to myślenie. Już pierwszego dnia przeżyłem perypetie – zgubiono mój bagaż i dużą część oszczędności, jakie ze sobą zabrałem, musiałem wydać na ubrania – śmieje się trzydziestotrzyletni raciborzanin.

Konsekwencja i determinacja – to kluczowa słowa związane z jego kolejnymi poczynaniami. Po blisko dwugodzinnej rozmowie dorzuciłbym do tego również odwagę, rozsądek i poczucie odpowiedzialności za własne życie. Moje spostrzeżenia potwierdza sam zainteresowany: – Dosyć wcześnie dotarło do mnie, że trudno jest odnieść jakikolwiek sukces, jeśli oczekujemy, że będzie on nam podany na talerzu lub nie chcemy podjąć ryzyka. Strach przed porażką powstrzymuje wielu ludzi przed wykonaniem konkretnego kroku. Nie da się odnieść sukcesu siedząc w miejscu, nie wychodząc nigdy poza swoją strefę komfortu, nie ucząc się na własnych potknięciach – nie kryje F. Młody, dodając, że zawsze zależało mu na tym, aby samemu zapracować na swoją przyszłość.

W USA zatrudniono go w tzw. start-upie technologicznym. – Utwierdziłem się wówczas w przekonaniu, że nie można słuchać porad innych, lecz trzeba konsekwentnie przeć naprzód wybraną drogą. Wszyscy twierdzili, że za oceanem nikt nie będzie chciał mnie zatrudnić wiedząc, że trzeba będzie zasponsorować mi wizę. Postąpiłem tak jak zawsze doradzał mi ojciec – Andrzej Młody, kiedy jeszcze żył: kieruj się tym, co czujesz, a nie tym co inni ci mówią – zdradza Filip, który osiadł w końcu w Waszyngtonie.

Pobyt w USA to przede wszystkim wspaniałe znajomości na całe życie i coraz ambitniejsze cele zawodowe. – Komuś, kto nie był w USA trudno zrozumieć specyfikę tego kraju. Wcześniej wydawało mi się, że dużym miastem jest np. Wrocław, w Ameryce zmieniłem zdanie – mówi pół żartem.

Cztery kontynenty

Ze Stanów Zjednoczonych wrócił do Europy, a dokładnie do Londynu. – Nikt nie rozłożył przede mną czerwonego dywanu – żartuje i dodaje z powagą: – Musiałem zacząć wszystko od nowa, udowodnić swoje kompetencje i krok po kroku piąć się w górę, na coraz wyższe i bardziej odpowiedzialne stanowiska. Zanim dostałem pracę, rozesłałem kilkaset CV, odbyłem wiele rozmów kwalifikacyjnych. Czy nie żałowałem, że wyjechałem ze Stanów? Nie, w pewnym momencie zrozumiałem, że pora spróbować czegoś nowego.

Na Wyspach Brytyjskich zajmował się automatyzacją marketingu. Dzięki pracy w globalnej korporacji i pasji związanej z podróżowaniem w zeszłym roku miał okazję odwiedzić cztery kontynenty. Zawodowo i prywatnie spędzał czas m.in. w Tajlandii, na Wyspach Kanaryjskich, Szwajcarii, Nowej Zelandii, Belgii czy Las Vegas i San Francisco w USA.

Z czasem okazało się, że ciężka praca i konsekwencja popłaca i zaoferowano mu awans i pracę w centrali firmy. Przyjął propozycję i z początkiem kwietnia przeprowadził się do Wellington w Nowej Zelandii. – Nie wiem na ile tam zostanę, rok, dwa, pięć, wszystko się może wydarzyć. Jak zawsze jestem nastawiony pozytywnie. Z całą pewnością rozpoczynam kolejny, ważny rozdział w moim życiu i jak wiem, że sam jestem odpowiedzialny za to jak daleko dojdę – kończy z optymizmem Filip Młody.

Przygody Filipa można śledzić na jego Instagramie (@filipyoung) lub kanale na YouTubie

Wojciech Kowalczyk