Judyta Pisarczyk – raciborzanka z duszą jazzmana

Mając w rodzinie niemal samych muzyków, nie mogła od niej uciec. Na szczęście śpiew i gra na instrumentach momentalnie przypadła jej do gustu.

– Mama uczy muzyki, tata gra na skrzypcach, siostry także są z nią związane. Zawsze więc była obecna w domu. Już w pierwszej klasie szkoły podstawowej miałam swoją pierwszą nauczycielkę śpiewu, panią Grażynę Węglarz. Dość wcześnie zaczęłam startować w różnego rodzaju konkursach czy przesłuchaniach. Ten świat stał mi się bardzo bliski – wspomina Judyta Pisarczyk.

Ważnym momentem w jej muzycznej przygodzie było dołączenie do Mirażu. Pod okiem Elżbiety Biskup i w gronie utalentowanej, ambitnej i pełnej chęci do działania młodzieży rozwinęła skrzydła. W znanym raciborskim zespole spędziła pięć, jak sama mówi, pięknych i pracowitych lat. – To czas sukcesów, silnych emocji, a także nowych znajomości. Pani Ela organizowała warsztaty i dzięki nim poznałam profesor Renatę Danel – założycielkę Studia Wokalistyki Estradowej przy Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. W końcu zdecydowałam się pójść do tej szkoły – zdradza nasza bohaterka, która spędziła tam trzy lata, od drugiej klasy nauki w II Liceum Ogólnokształcącego w Raciborzu.

Judyta obecnie studiuje na kierunku wokalistyka jazzowa w PWSZ w Nysie. Na uczelnię szła do końca nie wiedząc, co ją czeka. Twierdzi, że nie mogła wybrać lepiej. – Wiedziałam, że chcę śpiewać. Muzyka była i jest na pierwszym miejscu. Dlatego postanowiłam iść w tym kierunku, zająć się tym na poważnie – przyznaje Pisarczyk. Na uczelni prowadzi ponadto chór gospel.

Świetną przeprawą przed studiami była dla Judyty raciborska szkoła muzyczna, gdzie uczyła się gry na flecie poprzecznym oraz fortepianie. Na drugi stopień nie znalazła czasu. Musiała wybrać między szkołą muzyczną a wspomnianym już wcześniej katowickim SWE.

Na moment wracamy jeszcze do Mirażu. Judyta nie kryje, że to właśnie dzięki tej grupie obyła się ze sceną. – Gdyby nie zespół nie miałabym okazji postawić pierwszych kroków na estradzie – ocenia. Chwali także edukację w szkole muzycznej, która jest w pewnym sensie szkołą życia.

Raciborzanka komponuje własne utwory. Wkrótce chce pokazać swój repertuar innym. – Będzie to mieszanka jazzu, soulu, r and b – wyjaśnia. Ten konkretny muzyczny klimat polubiła w Nysie. – Wcześniej nie słuchałam jazzu, a mogę nawet powiedzieć, że nie bardzo go lubiłam – śmieje się J. Pisarczyk i dodaje, że dziś jest jej wielką miłością. – Chyba dojrzałam do tego – wtrąca z uśmiechem.

Jednym z najważniejszych wydarzeń w jej muzycznym życiu były warsztaty gospel z Brianem Fentressem, z którym miała przyjemność zaśpiewać. – Gdy decydowałam się na pracę z chórem nie spodziewałam się, że to tak ciężka i wymagająca praca. Aby chór dał z siebie sto procent, z siebie muszę dać dwa razy tyle – nie kryje. Rola Judyty polega na prowadzeniu chóru, wyborze repertuaru i dyrygowanie grupą na koncertach.

Wakacje to dla muzyków czas intensywnych warsztatów i licznych wyjazdów szkoleniowych. – Ten okres jest bardzo twórczy. Od każdego z prowadzących możemy nauczyć się czegoś nowego – mówi J. Pisarczyk, która rok temu miała okazję ćwiczyć wokal m.in. z Kubą Badachem.

– Moim marzeniem na teraz jest wydanie swojej płyty. Chciałabym kiedyś żyć z muzyki – kończy wokalistka i zaprasza na najbliższe koncerty w Lądku Zdroju (15 lipca) oraz Nysie (26 sierpnia).

Tekst: Wojciech Kowalczyk
Zdjęcia: Wojciech Kowalczyk i archiwum Judyty Pisarczyk