Dorota Daszewska – królowa wypieków

Dorota nigdy nie myślała o wypiekach. Zapewne zdarzało jej się to w stresujących sytuacjach, jak niemal każdej kobiecie, ale nigdy nie wyobrażała sobie siebie umorusanej mąką, patrzącej z napięciem i niemal błagalnym wzrokiem w oblicze kapryśnego piekarnika, w którego „rękach” ważyło się jej poczucie satysfakcji, bądź co gorsza, i czego częściej doświadczyło wielu z nas – klęski. Wkładanie z namaszczeniem drewnianego patyczka do ciasta i sprawdzanie opuszkiem palca, czy ma odpowiednią wilgotność również nie wydało jej się zbyt pociągające. Nigdy też nie podejrzewała się o umiejętność dekorowania wypieków. Nakładania na nich masy, ozdabiania lukrem, czy wymyślnymi figurkami. To budzi moje zdziwienie, biorąc pod uwagę fakt, że ukończyła Edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych raciborskiej PWSZ. Jest więc duszą artystki i ostatnim czego powinna się obawiać, to zwątpienie w swoją twórczość. Jej skromność nie powinna mnie jednak zaskakiwać – ona przecież zwykle chodzi w parze z prawdziwym talentem.

Z miłości

W pewnym sensie zaczęła piec z miłości do cukru. Nie tego w postaci niewinnie wyglądającego batonika, który w najmniej oczekiwanym momencie (czyt. plaża/randka) przeobrazi się w oponkę na brzuchu. Do wypieków skłoniła ją córka, Emilka, która potrafi osłodzić jej życie, za co moja bohaterka postanowiła się jej odwdzięczyć czymś równie słodkim – tortem. Jednym z powodów był fakt, że torty, które możemy znaleźć w cukierniach, są bardzo kaloryczne. Nie ma się co oszukiwać – nie są również zbyt oryginalne. Dorota wspomina – Emilka postanowiła zaprosić kilka koleżanek z okazji swoich urodzin. Smak tortu i jego kształt został podyktowany ich preferencjami. A co lubią dziewczynki? Oczywiście wszystko to, co różowe i związane z lalkami. Taki też był pierwszy tort, który upiekłam. Dziewczynkom bardzo się podobał, ale tylko dwie potrafiły zjeść całą porcję. – w końcu mama, jak babcia – nie pożałuje. Dorota dopatruje się jednak przyczyny gdzie indziej: – Z perspektywy czasu muszę przyznać, że rzeczywiście nie smakował rewelacyjnie.

Szansa na poprawienie smaku nadarzyła się przy okazji pierwszych urodzin syna, Piotrusia. Dorota postanowiła zrobić tort w kształcie auta. Wspomina – Wszystkim bardzo się podobał. W smaku też był niezły. Chyba właśnie po tym wydarzeniu zaczęło mi to sprawiać przyjemność. Niedługo później koleżanka urodziła córkę. Prawdę mówiąc, znalazłam wtedy sposób na prezent. Bardzo nie lubię kupować prezentów, nigdy nie wiem, co wybrać. Tort zrobiony własnoręcznie to praktyczny i oryginalny pomysł.

Kolejnych praktyk dostarczały jej kolejne urodziny: męża, mamy, brata… – W przeciągu roku miałam wiele sposobności, by doszkolić się w tej materii. Moimi wypiekami częstowałam rodzinę, przyjaciół, znajomych z pracy.

Trudności

Początkowo najwięcej trudności przysparzało jej zrobienie idealnego kremu. Takiego, który nie będzie ani zbyt słodki, ani zbyt ciężki. Dobieranie smaków również stanowiło nie lada wyzwanie. Na szczęście przez cały ten okres wspierał ją mąż, Artur, który gotów był smakować tych wszystkich pyszności bez obawy przytycia. Następnie przyszedł czas na figurki – Znalazłam w Internecie przepis na masę cukrową z pianek. Jest to dość tani i dostępny sposób, natomiast samo lepienie nie należy do najłatwiejszych, ponieważ masa nie jest zbyt plastyczna, trudno ją wygładzić. Zamówiłam więc gotową masę cukrową i barwniki. Wtedy zaczęła się zabawa, ale i ogrom pracy. Zrobienie figurki wymaga przemyślenia, wyobraźni i sprytu. Wszystkie elementy muszą ze sobą współgrać, a sama figurka nie może być zbyt ciężka.

Tort tortowi nierówny

Na pytanie, ile czasu zajmuje jej upieczenie i udekorowanie tortu, Dorota nie potrafi udzielić mi jednoznacznej odpowiedzi – Na czas przygotowania wpływa kilka czynników m.in. rozmiar tortu, ilość dekoracji etc. Najszybciej udało mi się zrobić tort o średnicy ok. 20 cm złożony z czterech takich samych warstw, ozdobiony kremem. Zajęło mi to ok. 4 godzin. Najdłużej zajęło mi zrobienie tortu weselnego dla mojego brata. Samo przełożenie i dekoracje trwały ok 10 godzin. Biszkopty upiekłam dzień wcześniej. Jeżeli mam przygotować tort z figurką, to staram się ją zrobić z kilkudniowym wyprzedzeniem. Bywa że masa cukrowa nie chce współpracować: ulepiona figurka rozlewa się na boki. Na szczęście z czasem twardnieje, dlatego bardziej skomplikowane postacie muszę robić w częściach, by po dwóch dniach móc je złożyć w całość.

Sposób na odprężenie i…

Dorota na co dzień nie zajmuje się cukiernictwem. Pracuje w korporacji, dlatego pieczenie jest dla niej swoistym antidotum na stres i odprężeniem po intelektualnym wysiłku: – Gdy piekę, to nic innego się dla mnie nie liczy. Pomimo tego, że jest to dość pracochłonne zajęcie, to wszelkie trudny wynagradza mi pozytywny odbiór moich prac. Mojej pasji zawdzięczam coś jeszcze: dzięki niej wzrosła moja samoocena, jak również poczucie, że robię coś…dobrego! – i to nie tylko w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Słodkie dzieła sztuki

Prace mojej rozmówczyni mogłoby przyćmić dzieła niejednego artysty. Oczami wyobraźni widzę recenzje jej prac: Twórczość Doroty Daszewskiej wyróżnia różnorodność form, umiejętność doboru kolorów oraz elementy humorystyczne, które przyprawiłyby o uśmiech największego malkontenta – o to ostatnie zadbałaby także możliwość degustacji – Z jej dzieł wybrzmiewa poczucie przemijalności, horacjańskie carpe diem – bo na następny kawałek możesz nie zdążyć! Dorota śmieje się z moich wizji, uznając je za przesadne. Proponuję jej założenie bloga, dzięki któremu nie tylko mogłaby się pochwalić zbieranym przez lata cukrowym portfolio, ale także zainspirować innych. Odpowiada: – Chyba nie mam na to czasu, a poza tym nie bardzo wiem, jakbym się miała do tego zabrać. Obiecuje mi jednak, że przemyśli sprawę.

Tort osobliwy, nieszablonowy!

Na moje pytanie o najbardziej oryginalny tort, jaki udało się jej stworzyć, Dorota odpowiada: – Myślę, że wybrałabym dwa. Jeden zrobiłam z okazji dnia sportu organizowanego w szkole, na którym zrobiono licytację. Jej dochód został przekazany na leczenie mamy jednego z uczniów. Upiekłam tort w kształcie zabawki Furby. Niestety nie mogłam uczestniczyć w licytacji. Doszły mnie jednak słuchy, że tort został zjedzony przez grono pedagogiczne i zebrał wiele pozytywnych opinii. Drugi tort upiekłam na imprezę panieńską koleżanki z pracy… Wiadomo, co umieściłam na samej górze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym nie poprowadziła przez ową figurkę rurki, a z drugiej strony nie przyłączyła strzykawki z bitą śmietaną, która po załadowaniu… Wiadomo. Pomysłodawcą był oczywiście mój mąż.

Sekret prawdziwych wypieków

Według Doroty składa się na to kilka aspektów: przepis na dobry biszkopt i krem; świeże i dobrej jakości składniki: – Biszkopt staram się piec z jaj od kur z wolnego wybiegu, a jak jest okazja – ze swojskich. Kremy robię na bazie śmietany i serka mascarpone. Jeśli tort jest z owocami, wybieram te sezonowe. Dekoracje umieszczam głównie na górnej części tortu. Przede wszystkim jednak liczy się serce, jakie wkłada w pieczenie: – Każdy tort jest dla mnie nowym wyzwaniem i sposobem na sprawienie komuś przyjemności. Uwielbiam uszczęśliwiać innych i gdy widzę uśmiech na czyjejś twarzy, to jest to dla mnie największa nagroda. Poświęcam się mojej pasji. W tym chyba tkwi mój sekret. Ciasta, za które dałaby się pokroić: – Sernik z malinami i słynny pijak. Jeśli miałabym wybrać spośród moich wypieków, to byłby to tort kawowo-czekoladowy – odpowiada Dorota z rozmarzeniem w oczach, po czym idzie do kuchni i przynosi ze sobą kawałek jednego ze swoich wypieków, a ja już wiem, co się stanie z moim noworocznym postanowieniem…

Aleksandra Piwowarczyk