Michał Tumula to 31-letni rybniczanin. Zaczynał standardowo - jak to większość chłopców - od kopania piłki. W pewnym momencie jego życie obrało zupełnie inny kierunek, kierunek na cały świat. Kanada, Stany Zjednoczone, Australia, Brazylia, Kuba, Kolumbia czy Zjednoczone Emiraty Arabskie to tylko część miejsc, w których nasz rozmówca się pojawił. Udało się "upolować" Michała podczas jego pobytu na Śląsku i zabrać mu trochę cennego czasu, dzięki czemu powstał wywiad, który przeprowadził Maciej Kozina.

- Od najmłodszych lat towarzyszyła Ci piłka nożna.
- Rozwinąłeś się także jako trener personalny.
- Tak. Po pewnym czasie miałem swoją siłownię na kółkach. Dojeżdżałem do klientów i ich trenowałem. Pracowałem także w studiu personalnym i dla ośrodka aktywnego życia po 50-tym roku życia. W Australii życie zaczyna się na emeryturze: podróże, tańce, sport i wiele innych przyjemności. Ja byłem osobą dbające o ich przygotowanie fizyczne i cieszyłem się widząc szczęśliwych i wdzięcznych ludzi. Często czułem się jak osoba dająca drugie życie lub chociaż w znaczący sposób poprawiająca jakoś życia.
- A jak jest z niebezpiecznymi zwierzętami? Mówi się o groźnych pająkach, wężach i innych stworzeniach.
- Przed wyjazdem faktycznie spotykałem się z takimi ostrzeżeniami. Przez 4 i pół roku zauważyłem jednego węża, który zrobił na mnie wrażenie. Poszedłem do lasu w góry z siostrą i spotkaliśmy go na swojej drodze, a w jego naturalnym otoczeniu. Wąż miał około trzech metrów długości. Było to trochę nieodpowiedzialne zachowanie z naszej strony. Na szczęście wąż nie był nami zainteresowany, ale kiedy prześlizgnął się blisko nas, serce stanęło mi w gardle. W Australii jest także dużo pająków, ale one nie są jadowite. Widziałem jednego naprawdę ogromnego, ale okazało się, że nie tylko nie jest groźny, ale nawet jest pożyteczny. Jeżeli pójdziesz w las, to można się wszystkiego spodziewać, ale w mieście na nie nie trafiłem.
- Spędziłeś w Australii kilka lat i postanowiłeś wrócić do kraju.
- Trochę się tam zasiedziałem. Łącznie byłem 4 i pół roku. Wiza mi się skończyła, więc uznałem, że to dobry moment, aby wrócić. Miło wspominam ten czas i uważam go za wspaniale doświadczenie. Czas zacząć kolejny rozdział w moim życiu.
- A Twój język angielski ewoluował?
- Na początku było trudno ze względu na inny akcent, ale z każdym dniem, tygodniem, miesiącem było lepiej. Teraz, jak rozmawiam z kimś w Polsce, to wyczuwają u mnie australijski akcent.
- Spędziłeś czas w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii. który kraj był najlepszy dla Ciebie?
Myślę, że zdecydowanie Australia. Można powiedzieć, że to kraj mlekiem i miodem płynący.
Jedyny minus który udaje mi się znaleźć, to odległość od rodziny. Lot trwa około 21 godzin. Najczęściej są to 3 loty po 7 godzin. Doliczając czas na przesiadki, łączny czas podróży wynosi ponad 30 godzin. Cala reszta była bliska ideału.
- W Australii niejednokrotnie ciężko pracowałeś, żeby zarobić pieniądze. Między innymi na podróże, o które Cię teraz zapytam. Co robiłeś ostatnio na Kubie, w Kolumbii i Brazylii?
- Wracając do Polski, zahaczyłem zresztą nie pierwszy raz o Dubaj w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Miałem też w planach zwiedzanie świata. W międzyczasie postanowiłem grać znów w piłkę nożną, ale tym razem już nie jako bramkarz, tylko zawodnik z pola. Wróciłem do Stali Kuźnia Raciborska. Dobrze się tam czuję. Drużyna obdarza mnie zaufaniem, bo w seniorach grają tam teraz chłopcy, których przed laty trenowałem w trampkarzach. Zagrałem w kilku meczach i strzeliłem nawet cztery bramki w siedmiu spotkaniach. Wracając do wycieczek, to najpierw z dziewczyną - Australijką, pozwiedzaliśmy polskie miasta, następnie najbliższe stolice, jak Praga, Budapeszt czy Wiedeń. Później przyszedł czas na wspomnianą przez Ciebie Kubę i inne kraje za oceanem. W Miami spotkałem się z kolegą z Dubaju, którego poznałem w Ameryce i polecieliśmy dalej w świat.
- Gdzie w takim razie byliście?
- Zaczęliśmy od Kuby, później Kartagena, Bogota i Modelin w Kolumbii, następnie Rio de Janeiro w Brazylii. Generalnie to były spontaniczne podróże. Lecieliśmy tam, gdzie w danym momencie mieliśmy ochotę. Plaża Copacabana ze względu na liczne boiska to prawdziwy raj dla sportowców. W Brazylii jedyne, co mnie złego spotkało, to utrata telefonu. Najprawdopodobniej został skradziony, co potwierdza opinie, że w Rio jest niebezpiecznie.
- Dużo udzielasz się w social media. Między innymi dlatego chciałem przeprowadzić z Tobą wywiad, bo zauważyłem Twoje przemieszczanie się po świecie.
- Jestem wdzięczny za social media. One pomagają w znacznym stopniu utrzymać znajomości na całym świecie. Często też celowo zaznaczam, że lecę z jednego do drugiego miejsca, aby znajomi z danego miasta wiedzieli, że odwiedzam ich strony. Niektórzy odbierają takie oznaczanie lokalizacji jako przechwalanie się, ale w moim przypadku to chęć poinformowania znajomych na całym świecie.
- Wróciłeś do Polski po raz kolejny i znów na chwilę. Widzisz jakąś różnicę między Polską sprzed 5 lat a tą obecnie?
- I tak i nie. Mój dom rodzinny jak stał tak stoi, pełen życia i radości, ale zmieniło się np. to, że w Rybniku są teraz świetne ścieżki rowerowe. Generalnie jest czyściej i ładniej niż kiedyś. Aczkolwiek chciałbym zauważyć, że nie wyjechałem z Polski w pogoni za lepszym życiem, ani dlatego, że było mi tu źle. Po prostu tak się ułożyło życie, że kolejny wyjazd rodził kolejny. To wynikało z chęci poszukiwania przygód.
- A teraz wylatujesz do...
- Do Dubaju. Dostałem pracę jako trener personalny w Al. Manzil Fitness First tuż obok najwyższego budynku na świecie – Burj Khalifa, Wszystkich odwiedzających Dubai serdecznie zapraszam na trening lub do śledzenie moich treningów i przygód na Instagramie Mike_T4u.
- Mija kolejne 5 lat i gdzie siebie widzisz?
- (śmiech). W moim przypadku to nie jest łatwa odpowiedź, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie- mogę być wszędzie Może to będzie Polska, Stany Zjednoczone, Australia, Dubaj. Czas pokaże.