O nich pisały Nowiny apelując o pomoc w chorobie
W minionych latach często podejmowaliśmy tematy, które dzięki nagłośnieniu medialnemu prowadziły do festiwalu życzliwości Czytelników, wspomagających leczenie chorych. Przypominamy fragmenty tych historii by w świąteczny czas pusty talerz ustawiony na wigilijnym stole był nie tylko symbolem, ale inspirował do dzielenia się własnym szczęściem z tymi, których los potraktował bezlitośnie.
Emilka Raczek
Emilka ma jedenaście lat. Od drugiego roku życia zmaga się z rdzeniowym zanikiem mięśni (SMA). Dziewczynka uczy się bardzo dobrze, choć na naukę nie ma zbyt wiele czasu. Popołudnia spędza na wizytach u specjalistów, zajęciach z fizjoterapeutami czy hipoterapii. Dzięki intensywnej rehabilitacji wciąż potrafi chodzić, ale jej stan pogarsza się z roku na rok. – Widzimy jak coraz bardziej słabnie. Nie poddajemy się i zrobimy wszystko, żeby otrzymała lek – mówi Dorota Raczek, mama dziewczynki. Koszt terapii przekracza możliwości przeciętnego człowieka. Jedna ampułka leku kosztuje 90 tys. euro, a w pierwszym roku leczenia trzeba ich przyjąć sześć, co daje około 3 mln zł. W kolejnych latach koszt leczenia spada do około 1,5 mln zł. Lekarstwo trzeba przyjmować do końca życia.
Nadia Szmig
– Ciałem naszej bezbronnej córeczki zaczyna rzucać niewidzialna siła, której nie jesteśmy w stanie powstrzymać. Możemy tylko bezczynnie patrzeć, czekać aż burza w jej głowie ucichnie – pisali rodzice Nadii Szmig z Raciborza. Dziewczynka miała wtedy trzy lata. Do osiemnastego miesiąca życia nic nie wskazywało, aby cierpiała na padaczkę. – Któregoś dnia zauważyliśmy, że oczy Nadii uciekają ku górze. Zdarzało się, że jej główka nagle opadała, uderzając o napotkane przedmioty – tak, jakby ktoś nagle odłączał jej prąd. Przestraszyliśmy się, ale wtedy jeszcze żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że to mogą być objawy epilepsji. Zabraliśmy Nadię do neurologa. Wtedy właśnie po raz pierwszy pojawiło się to słowo, dziś najbardziej znienawidzone przez nas słowo – padaczka – pisali rodzice. Badania, którym poddano dziewczynkę, nie przyniosły rezultatów w postaci ustalenia przyczyny napadów. Leki nie działały, ataki się nasilły, powodując spustoszenie w ciele małej Nadii.