Miłosza Nosiadka włoskie wojaże z akwarelą

– W wyjeździe do Urbino i Fabriano nie było najważniejsze to, co namalowałem, co zwiedziłem, czy co zrobiłem. Najważniejsi byli ludzie, których spotkałem – mówi Miłosz Nosiadek, który wziął udział w dwóch międzynarodowych festiwalach sztuki akwarelowej.

26-letni Miłosz Nosiadek, jest akwarelistą, architektem i muzykiem mieszkającym w Radlinie. Jego ekspresyjna i monochromatyczna twórczość została dostrzeżona i doceniona na dwóch międzynarodowym festiwalach malarskich we Włoszech.

Miłosz kilka lat temu swoje życie związał z akwarelą. W listopadzie 2017 r. został członkiem elitarnego Stowarzyszenia Akwarelistów Polskich. Dzięki temu drzwi do malarskiego świata zostały przed nim szeroko otwarte. Miłosz nie zawahał się z tej możliwości skorzystać. W maju spełniło się jedno z jego największych marzeń. W Fabriano we Włoszech odbywał się festiwal pn. Fabriano in Acquerello, w którego trakcie wraz z prawie półtora tysiącem artystów z całego świata zaprezentował swój obraz na zbiorowej wystawie. Podróż do Włoch obfitowała w wiele niezwykłych i cennych dla młodego artysty wrażeń.

Niespodziewane zaproszenie

Do Italii Miłosz wybrał się już na przełomie kwietnia i maja. Celem jego pierwszej podróży była obserwacja artystów w trakcie festiwalu Urbino In Acquerello. Polscy artyści nie brali udziału w imprezie, ale Miłosz postanowił mimo to sam odwiedzić festiwal w Urbino. Jak wspomina, po przyjeździe do miasta wtopił się w tłum artystów ze swoimi pędzlami, farbami i sztalugą. Główna organizatorka imprezy Soha Khalil widząc poczynania jedynego artysty z Polski, zaprosiła go do wzięcia udziału w festiwalu jako pełnoprawnego uczestnika. – Propozycja bardzo mnie zaskoczyła, ale jednocześnie bardzo ucieszyła – mówi Miłosz.

Pierwszy pokaz umiejętności

Impreza obfitowała w wiele warsztatów, spotkań, plenerów, pokazów i wystaw. – Podczas kilku dni trwania imprezy akwareliści mieli możliwość swobodnego malowania, chwytając migawki i widoki miasta, stając się wielkimi promotorami piękna architektury i miejskiego krajobrazu – mówi Miłosz. Radlinianin także nie próżnował. W różnych zakątkach włoskiego miasta rozkładał swoją sztalugę i tworzył. Jego artystyczna działalność została dostrzeżona przez organizatorów, którzy zaprosili go do szerszego zaprezentowania swoich umiejętności. – Poproszono mnie o wykonanie tzw. dema. Polega to na malowaniu obrazu na oczach widzów. Demonstracje są zazwyczaj rejestrowane przez kamery. Dzięki temu inni artyści i publiczność mają możliwość obserwacji malarza podczas pracy. Jest to wielkie wyróżnienie dla artystów, którzy w ten sposób mogą zaprezentować swoje umiejętności. Tym bardziej się cieszyłem, kiedy widziałem, że widzom podobało się to, co robię – wspomina Miłosz.

Moc wrażeń

Po zakończeniu festiwalu w Urbino, pełen nowych artystycznych doznań i doświadczeń Miłosz wyruszył w dalszą podróż. Tym razem do Fabriano na festiwal Fabriano in Acquerello. Tam również odbywały się m.in. wystawy, warsztaty i plenery. Udział w imprezie wzięło również półtora tysiąca artystów z całego świata i tylko zaledwie 40 z nich miało możliwość zaprezentowania swoich możliwości podczas indywidualnych demonstracji. Jednym ze szczęśliwców był właśnie Miłosz. – Jeden z artystów, który miał wykonywać demo, nie dotarł na festiwal. W efekcie organizatorzy poprosili, abym go zastąpił. Było to dla mnie olbrzymi zaszczyt i wielkie zaskoczenie – mówi Miłosz. Do wykonania demonstracji wybrał jeden z architektonicznych motywów Fabriano. – Postanowiłem, że pokażę to, co uważam w moim malarstwie za dobre, czyli szybkość malowania, temperament i nieobawianie się błędów. Zrobiłem szybki szkic kompozycji i zacząłem się po prostu cieszyć malowaniem. Będąc w twórczym szale, zatraciłem poczucie czasu. Nim się zorientowałem, było po pokazie. Ludzie wyglądali na zadowolonych, bili brawa – wspomina Miłosz. Podczas festiwalu zaprezentował nie tylko swoje umiejętności malarskie, ale również muzyczne. – W trakcie demonstracji Wiktora Mielniczuka czekała mnie przygoda, o której wiedziałem od niemal pół roku. Miałem zagrać solowy koncert na skrzypcach, podczas którego Wiktor Mielniczuk i Paul Robbie malowali swoje obrazy – mówi artysta z Radlina. Dodaje, że koncert było dla niego dużym przeżyciem. Jak wspomina, solo w jego wykonaniu był absolutną improwizacją. – Dałem się ponieść chwili i emocji – mówi.

Miłosz podkreśla, że podczas wyjazdu do Włoch nie było najważniejsze to, co namalował, co zwiedził, czy co zrobił. Najważniejsi byli ludzie, których spotkał, z którymi mógł porozmawiać i wymienić malarskie doświadczenia. – Wśród spotkanych artystów byli moi idole, czyli Roberto Zangarelli i Geremia Cerri z którymi udało mi się zamienić kilka słów. Zawiązałem również wiele nowych znajomości. Właśnie ci spotkani ludzie sprawili, że mój wyjazd nabrał sensu – puentuje Miłosz.

Justyna Koniszewska