Polacy za drutami – Polenlager nr 82* w Pogrzebieniu

Ponad 200 dzieci, w tym dwanaścioro niemowląt trafiło w to specjalne miejsce. Warunki bardzo trudne, panował głód, było brudno. Szerzyły się choroby, a najsłabsi mieli mniejsze szanse na przeżycie. O nieludzkim projekcie nazistów, który zrealizowano w Pogrzebieniu pisze historyk Beno Benczew.


Po zdobyciu czeskiego i polskiego Śląska przez Niemców powiat raciborski został w 1939 roku znacznie powiększony i weszły w jego skład takie miejscowości jak np.: Chuchelna, Dolny Beneszov oraz część dzisiejszego powiatu wodzisławskiego z Gorzycami i Gorzyczkami oraz rybnickiego z Lyskami. Oprócz zmian terytorialnych zaczęto wprowadzać w życie zmiany ludnościowe. Bezpośredni wpływ na powstanie obozów dla ludności polskiej miała właśnie polityka narodowościowa, która wypływała z ideologii III Rzeszy. Masowe przesiedlenia ludności w Europie były jej konsekwencją. Z jednej strony starano się sprowadzić do Rzeszy jak najszerzej definiowaną ludność niemiecką z różnych krajów Europy (np. z Rumunii), z drugiej wyrzucić ze Śląska i Podbeskidzia rdzennych mieszkańców. Akcję usuwania Polaków z Raciborza i ziemi raciborskiej prowadzono już od początku lat 20 i kontynuowano w III Rzeszy.

Niemieccy przesiedleńcy

Instytucją, która realizowała politykę narodowościową na tym polu była Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi). Na podstawie upoważnienia Heinricha Himmlera konfiskowała ona budynki instytucji publicznych, kościelnych czy też prywatne. Tworzono w nich obozy przejściowe dla Niemców przesiedlanych do Rzeszy. Później niektóre zamieniano na Polenlagry i ponownie na obozy przesiedleńcze. W Pogrzebieniu doszło nawet do takiej sytuacji, gdy w jednej części przebywali Niemcy, a w drugiej Polacy. Obozy często mieściły się w klasztorach, seminariach duchownych, szkołach itp., co pozwalało na umieszczanie większej liczby osób w jednym miejscu. Koordynacją akcji zajmowało się Dowództwo Powiatowe Obozów (Kreisleitung) w Raciborzu, jego kierownikiem był Sturmführer Möbius. Po nim funkcję tę objął pochodzący z Wiednia członek SS o nazwisku Schömitz. Obozy i Polenlagry usytuowano w następujących parafiach: św. Mikołaja – „Nikolaus – Heim” (Polenlager nr 73), Najświętszego Serca Pana Jezusa – „Herz– Jesu– Stift” (Polenlager nr 74), św. Paschalisa, klasztor Franciszkanów – Franziskaner – Kloster (Polenlager nr 77), Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii, Dom św. Notburgi – „Notburgaheim” (Polenlager nr 78). Wiemy, że w tym ostatnim przebywali Niemcy z ZSRR i Lotaryngii.

Poza miastem obozy dla Polaków znajdowały się w Lyskach (Polenlager nr 56) i w Dolnym Beneszowie (Polenlager nr 83). Kolejne były w Gorzycach w tzw. „Małym zamku” (Polenlager nr 168) oraz przesiedleńcy z Rumunii i w Gorzyczkach (Polenlager nr 169) przy kopalni „Fryderyk”. W Raciborzu obóz znajdował się w budynku dawnej strzelnicy bractwa kurkowego, przy Wiesenstrasse 23 (obecnie ul. Łąkowa; Polenlager nr 75) oraz w klasztorze Salezjanów w Pogrzebieniu (Polenlager nr 82). Temu ostatniemu przyjrzymy się nieco bliżej.

„Polenlager”

Sieć obozów nazwanych Polenlager była jedną z form represji wobec Polaków. Powstały one między majem a czerwcem 1942 roku. Były to miejsca, w których Polaków więziono, wykorzystywano do pracy, a część dzieci germanizowano. Do obozów trafiali Polacy wysiedlani ze Śląska i Żywiecczyzny, żeby zrobić miejsce przesiedleńcom niemieckim, ale też np. aresztowani w Zagłębiu Dąbrowskim. W lutym i sierpniu 1943 roku w Polenlagrach znalazło się wiele dzieci, których rodzice trafili do obozów koncentracyjnych, ale ponieważ z majątków wywłaszczano zwykle całe rodziny, dlatego do miejsc odosobnienia trafiali najczęściej wszyscy jej członkowie, również najmłodsi. Stan osobowy ulegał ciągłym zmianom. Z obozów hitlerowcy wywozili więźniów na roboty do Niemiec, zwalniali w przypadku podpisania Volkslisty. Zdarzały się rozstrzeliwania więźniów, ale i nakazy osiedlenia się w Generalnej Guberni. Polenlagry odwiedzali także „znawcy rasy” i zabierali małe dzieci spełniające kryteria aryjskości, umieszczając je w rodzinach niemieckich w głębi Rzeszy. Lagry były ogrodzone drutem kolczastym i pilnowane przez żandarmerię, która miała w razie prób ucieczki użyć broni. Obsada nie była zbyt liczna, a żandarmi byli wyznaczani na podstawie zarządzeń Inspektora Policji Porządkowej we Wrocławiu, Grussendorffa. Na podstawie jednego z nich, z 4 maja 1942 roku, mundurowych skierowano m.in. do Gorzyc, Gorzyczek, Pogrzebienia i Beneszowa.

img,gcsi,B72D083020B5C6D8370EF80333EBE3BB558BB09F,mpid,7

Obóz w Pogrzebieniu – Polenlager nr 82

Obóz mieścił się w pałacu, budynku seminarium duchownego w klasztorze Salezjanów. Przed osadzeniem Polaków utworzono w nim na krótko obóz przejściowy dla reemigrantów niemieckich z Besarabii i Bukowiny. Mieszkańcy Pogrzebienia byli informowani, że za drutami znajdują się przestępcy i element niebezpieczny i zakazano im kontaktów z Polakami. Kierownik Państwowego Urzędu Zdrowia (PUZ) w Raciborzu w jednym ze sprawozdań zredagowanych na podstawie informacji od władz obozu podał liczbę 350 osadzonych osób. W pogrzebieńskim lagrze panowały trudne warunki, a więźniowie musieli pracować na roli, przy budowie kanału Ulga na Odrze i w raciborskich fabrykach. Zresztą z nieznanych powodów bardzo często przenoszono więźniów pomiędzy lagrami, nie udało się jednak ustalić w jakim celu, ale wiele rodzin przeszło przez co najmniej dwa Polenlagry.

Obsada Obozu

Otoczony był podwójnym rzędem drutu kolczastego wysokości około 4 metrów i znajdował się pod jurysdykcją SS. Strażnicy mogli w razie próby ucieczki użyć broni. Oto dane o obsadzie obozu, które udało się ustalić: Komandanci: Kratky, członek SS – pierwszy komendant, Reinhold Banik, członek SS – zastępca komendanta, Nagel, członek SS – drugi komendant, Feistenauer (Fürstenauer?), członek SS – trzeci komendant, Grel (Groel ?), członek SS – czwarty komendant obozu. Zidentyfikowani strażnicy (żandarmi): Paul Ast ur. 21.10.1895 r., Erich Bayer ur. 11.10.1894 r., Richard Elster ur. 02.01.1894 r., Fritz Grieger ur.15.07(08?).1896 r., Gustav Klose ur. 13.06.1896 r., Hermann Klose ur. 16.07.1891 r. Oprócz straży w Pogrzebieniu pracowały siostry Niemieckiego Czerwonego Krzyża (NCK). Jedna z osadzonych wspomina, że były trzy, jedna z nich pochodziła z okolic Gorzyc. Mówiły po polsku, rozmawiały z osadzonymi, nie krzyczały, nie biły i zostały określone jako „dobre kobiety”. Inaczej zapamiętała je inna z osadzonych, która wiele lat po wojnie przyjechała zobaczyć miejsce uwięzienia jej i jej rodziny. W rozmowie z siostrą przełożoną zakonu Salezjanek miała za złe siostrom udział w tym barbarzyństwie i zakonnicy nie udało się jej przekonać, że zakon nie miał z tym nic wspólnego, a siostry, które zapamiętała, należały do NCK.

Niemcy bali się wybuchu epidemii, która mogła przedostać się poza obóz. Szczepiono jednak zdaje się tylko personel obozowy i nie przejmowano się warunkami higienicznymi. W piśmie ze stycznia 1943 roku PUZ w Raciborzu czytamy: „U niektórych komendantów obozów spotkano się z tego rodzaju nastawieniem, jakoby przy nadzorowaniu obozów nieco za wiele robi się ambarasu z Polakami. Wyjaśniamy, że środki nadzoru stosuje się przede wszystkim dla ochrony niemieckiej ludności cywilnej. Obozy bowiem nie są hermetycznie zamknięte, lecz dostarczają siły roboczej licznym zakładom fabrycznym i rolniczym, która pracuje z robotnikami niemieckimi, a więc wchodzi z nimi w najbliższy kontakt, przez co może, stosownie do okoliczności stanowić dla zdrowotności publicznej poważne zagrożenie.”

Nie wiemy jednak czy dyrektywy urzędu wpłynęły na zmianę podejścia komendantów do spraw higieny i poprawy bytu w podległych im obozach.

Dzieci za drutami – Kinderlager

Obóz w Pogrzebieniu został przekształcony 11 września 1943 roku w obóz dla dzieci, być może jedyny taki w systemie Polenlagrów. Znajdowało się w nim 220 dzieci w wieku do lat 16 i dwanaścioro niemowląt. Trafiło tu ok. 200 dzieci z tymczasowego więzienia policyjnego w Mysłowicach po przeprowadzonej przez Niemców akcji „Oderberg”. Rodziców zesłano do obozów koncentracyjnych i innych miejsc odosobnienia, a dzieci początkowo trafiły do Pogrzebienia. Stamtąd zostały rozesłane do obozów w Lyskach, Kietrzu, Gorzyczkach, Dolnym Beneszowie, Boguminie i Potulicach. Być może w związku z dużą liczbą dzieci i częstymi ich przenosinami postanowiono powołać dla nich to specjalne miejsce. Wybrano je mimo ciągłego dokuczliwego braku wody na terenie klasztoru, co potwierdza korespondencja prowadzona przez władze niemieckie. Czasem dowożono ją beczkowozami ciągnionymi przez samych więźniów. Warunki były bardzo trudne, panował głód, było brudno. Nic dziwnego, że przy tak fatalnym stanie sanitarnym szerzyły się choroby, a najsłabsi mieli mniejsze szanse na przeżycie.

Jak trafiłam do lagru

Historię Ireny Grim i jej rodziny można potraktować jako przykładowe losy osób, które zostały poddane represjom hitlerowców. Tak wspomina tamte wydarzenia: „Po aresztowaniu naszej rodziny w Bytomiu trzymali mnie w więzieniu w Mysłowicach, następnie trafiłam do Auschwitz. Do Pogrzebienia przewieziono mnie 6 grudnia 1943 roku. Pierwszego komendanta, Kratkiego wspominam dobrze, drugiego, którego nazwiska nie pamiętam – źle. [Prawdopodobnie chodzi o SS-mana o nazwisku Nagel] Ten drugi mścił się za to, że stracił nogę podczas walk w Polsce w 1939 r.”. Opisuje także system przekazywania informacji rodzinom osadzonych w obozie: „Już wieczorem od dziewczyn z sali dostałam kartkę, którą później przekazałam człowiekowi, który pracował poza lagrem, u krawca pana Kłoska. Na kartce napisałam adres swojej rodziny, trafiła ona do Kłoska, który zawiadamiał rodziny. Niedługo potem przyjechała moja ciocia. Odwiedziny mogły odbywać się dosyć często, jeśli kogoś było stać, mógł przyjeżdżać co tydzień. Wtedy to przekazywano jedzenie, ubrania itp. Do jedzenia dostawaliśmy w obozie jedną kromkę czarnego chleba i czarną kawę, czasem jakąś herbatę, czy zioła. To samo było na śniadanie i kolacje. Na obiad były ziemniaki z wodą, albo kasza. Nic innego”.

Szczególna więź połączyła młodą więźniarkę z rodziną Grim, która mieszkała przy klasztorze – obozie i posiadała tuż obok drutów pole uprawne. Więźniów wykorzystywano do pracy na rzecz gospodarki III Rzeszy, w okolicznych gospodarstwach rolnych; także pole Grimów było na obozowej liście. W trakcie tych prac polowych Grimowie przychodzili doglądać robót i wtedy mogli porozmawiać z osadzonymi. Gdy dowiedzieli się, że młoda więźniarka Irena była w Auschwitz, zainteresowali się nią ponieważ jeden z ich synów, Antoni Grim, prawdopodobnie [przypuszczenie Ireny Grim] odmówił podpisania volkslisty i za tę hardą postawę trafił do Auschwitz. Z obozu został zwolniony 31 sierpnia 1943 roku i z czasem zaczął osobiście pomagać młodziutkiej Irenie. W przyobozowych krzakach zostawiał mleko, chleb, mięso. Gdy przesyłka znalazła się na miejscu, zgodnie z umówionym sygnałem zaczynał spacerować po drodze między obozem a swoim domem. Za drutami musiała panować solidarność, bo gdy nie było w pobliżu adresatki przesyłki, to inni osadzeni dawali jej znać i nawet ubezpieczali w czasie podejmowania żywności. Jak już zapewne czytelnicy zdążyli się domyślić, Pani Irena po wojnie wyszła za mąż właśnie za chłopca, który pomimo niebezpieczeństwa pomagał jej w tak trudnych chwilach.

Pomoc więźniom

Nie był to odosobniony przypadek udzielania pomocy osadzonym, choć wsparcie nie przybrało masowego charakteru. Niektórzy mieszkańcy Pogrzebienia starali się pomagać, rzucając na przykład chleb za ogrodzenie obozu. Jedną z osób, która pamięta taką formę pomocy i w niej uczestniczyła jako bardzo młoda osoba, była Łucja Gorywoda. Tak opisuje to zdarzenie: „W czasie żniw przechodziłam codziennie razem z innymi osobami koło obozu. Na jego terenie było dużo krzaków malin i widzieliśmy, jak więźniarki zbierały te maliny. Były prawie ciągle pilnowane i nie miały prawa schować ich dla dzieci, czy zjeść nawet jednego owocu, a ci, którzy pilnowali, zwracali baczną uwagę i na nas. Mama kryła chleb, który chowaliśmy pod ubranie. Przy ogrodzeniu rosły kasztany i zarośla, które nas trochę zasłaniały. Rzucaliśmy kromki, które były trochę posmarowane i sklejone w te krzaki. Nie pakowaliśmy ich w papier, bo za bardzo szeleścił. Jednego razu czekaliśmy aż ta, która je pilnowała oddali się, ale za długo czekaliśmy, bo nie zauważyliśmy, że z drugiej strony idzie druga, która też pilnowała kobiet i jak rzuciliśmy jedzenie to zdemaskowały nas wrony, które się spłoszyły. Więźniarki miały problem jak wziąć ten chleb, ale miałyśmy nadzieję, że jakoś do nich trafi. Staraliśmy się pomagać, gdzie się dało i gdzie można było pomóc, choć pomoc była zakazana i groziła poważnymi konsekwencjami.” Starsze dzieci też pracowały i wtedy korzystano z okazji i podawano im coś do jedzenia, a gdy nie było strażników, karmiono je także w trakcie prac polowych. Czasem obozowe dzieci przedostawały się przez ogrodzenie i udawały się do kościoła, gdzie parafianie zostawiali na ławkach jedzenie.

Represje

Oprócz samego osadzenia w obozie i izolacji od świata zewnętrznego, osadzeni poddawani byli dodatkowym represjom. W obozach stosowano różnorodne kary, w tym karę chłosty. Trzech chłopców w wieku poniżej 12 lat, którzy próbowali uciec z obozu w Rybniku, zostało ustawionych pod drutem kolczastym i ciężko skatowanych przez komendanta obozu. 12-letniego Zbigniewa Romowicza zamknięto w lochu w obozie w Kietrzu, gdzie przebywał ze zwłokami czterech staruszek. W Gorzyczkach za nieporządek ukarano wszystkich bez względu na wiek. Dzieci musiały siedzieć nieruchomo przez kilka godzin na śniegu i mrozie. Czasami udawało się otoczyć opieką najmłodszych, właśnie w Pogrzebieniu małe dzieci podczas nieobecności matek umieszczano w jednej z większych sal, tu pod opieką polskiej nauczycielki bawiły się i uczyły po kryjomu polskich piosenek. Pogrzebieński kinderlager zlikwidowano w październiku 1943 roku w związku z potrzebą umieszczenia w tym miejscu kolejnych niemieckich osadników ze wschodu. Większość Polaków przeniesiono do innych Polenlagrów, klasztor – obóz został podzielony, a więźniowie przebywali w kaplicy klasztornej.

Po wojnie

Trudno dziś określić liczbę osób, które poniosły śmierć w lagrze w Pogrzegieniu. Najczęściej chowano zmarłych na miejscowym cmentarzu, ale istnieją poszlaki mówiące, że zwłoki dzieci mogły być wrzucane do wyschniętej studni znajdującej się na terenie obiektu. W niektórych relacjach pojawiają się właśnie takie przypuszczenia. Czy ciała zostały stamtąd ekshumowane, tego nie wiemy. W skrajnie złych warunkach umierały najczęściej osoby starsze i dzieci, w Polenlagrze nr 82 mogło zginąć dużo noworodków. Po wojnie doliczono się 27 pojedynczych i zbiorowych mogił oraz 16 pochodzących z roku 1944.

10 października 1947 roku w ósmym procesie przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, w obecności m.in. komunistycznych władz polskich, Werner Lorenz Obergruppenführer, szef Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi), oskarżony o zbrodnie związane z systematycznym planem ludobójstwa, skazany został na 20 lat więzienia. Był jedyną osobą, która poniosła konsekwencje za swe czyny. Wszczęte w latach 90. przez Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN śledztwo nie przyniosło rezultatów. Dziś obok pałacu w Pogrzebieniu znajdują się tablice poświęcone zabitym oraz mogiła na cmentarzu parafialnym, a jedynymi zachowanymi śladami Polenlagru są blizny po drucie kolczastym na pniach starych kasztanowców w pobliżu bramy wjazdowej.

*Polenlager – sieć niemieckich obozów represyjnych dla Polaków

Beno Benczew, fot. Bolesław Stachow, Paweł Okulowski