Agronowiny nr 11

Page 1

Bezpłatny miesięcznik

gro

dla rolników

NR 11 | SIERPIEŃ 2015

NOWINY ISSN 2449-6685

Gorący okres żniw

Zwycięzcy opolskiej AgroLigi: Wiara dodaje im sił do pracy Wyrok na mleczarnię. Czy można było tego uniknąć? Suszy nie ma Specjalista informuje Sołtysi naszych powiatów


Specjalista informuje: Suszy nie ma? W raporcie dotyczącym bilansu wodnego dla wszystkich gmin w kraju, sporządzonym za okres od 1 czerwca do 31 lipca br. przez Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa – Państwowy Instytut Badawczy w Puławach, nie stwierdzono zagrożenia wystąpienia suszy rolniczej w Polsce. Rolnicy uprawiający więc zboża ozime i jare, kukurydzę na ziarno i kiszonkę, rzepak i rzepik, ziemniaki, buraki cukrowe, chmiel, tytoń, warzywa gruntowe, krzewy i drzewa, truskawki oraz rośliny strączkowe nie powinni borykać się z problem suszy. Tym samym przedstawiciele agencji rządowych oraz samorządów nie mają możliwości udzielania pomocy gospodarstwom, które ucierpiały na zmniejszeniu bilansu wodnego, bo – w myśl prawa – o suszy mówić nie możemy. Opracowanie przygotowano na podstawie definicji suszy, którą stwierdza się REKLAMA

w oparciu o ilości opadów występujących od 1 kwietnia do 30 września, poniżej określonej wartości dla danego gatunku rośliny uprawnej i rodzaju gleby. Fakty są jednak inne. Brak śniegu zimą i sucha wiosna oraz obecne warunki pogodowe spowodowały suszę agrotechniczną, co ma oczywiście przełożenie na plony. Nie możemy powiedzieć, że obecna sytuacja dotyka wszystkich w sposób jednakowy. Opady występują miejscowo, na określonych obszarach. Ma to przełożenie na plony podstawowych płodów rolnych, w przypadku zbóż, w tym roku sięgają od 5 do 9 t z ha. Tam gdzie plon, na gorszych glebach wynosi 4 t lub 5 t z ha, rolnicy narzekają, bo oprócz niekorzystnego bilansu wodnego, dodatkowo wpływ miały inne czynniki wynikające z agrotechniki. Jeśli chodzi o zboża ozime to plony są porównywalne do roku poprzedniego, natomiast plony zbóż jarych

odbiegają od tych ubiegłorocznych nawet o 20 – 30 proc., głównie z powodu niekorzystnych warunków wilgotnościowych. Katastrofalnie plonował rzepak, przyzwyczajeni do plonów ok. 5 t z ha, w tym roku osiągnęliśmy 2,5 – 3 t z ha. Powodem były złe warunki pogodowe jesienią, a także masowe naloty pchełki oraz ślimaki. Najbardziej zagrożone są ziemniaki i buraki cukrowe. Należy więc liczyć się z mocnym obniżeniem plonów. Dziś plantacje buraka powoli usychają, a wysokie temperatury mają niekorzystny wpływ na bulwy ziemniaczane. Problem jest też na pastwiskach i łąkach, gdzie trawa wyschła i należy spodziewać się, że bilans paszowy będzie niekorzystny. Dotyczy to również kukurydzy. Raciborszczyzna to jednak przede wszystkim zagłębie warzywnicze i w tej branży straty zapowiadają się największe. Już dziś ceny

za zieleninę są wysokie, a mogą jeszcze pójść w górę. W obecnych warunkach pogodowych i glebowych brak możliwości zasadzenia roślin w terminie, może dodatkowo spowodować, że jesienią nie będzie warzyw. Dla rolników obecnie rysuje się inny poważny problem dotyczący uprawy pożniwnej. Część rolników, którzy składali wnioski o dopłaty obszarowe, miała obowiązek uwzględnienia w nich tzw. elementu zazielenienia. Rolnikom, którzy zadeklarowali, że do 20 sierpnia zasieją poplony ścierniskowe – jako warunek uzyskania dodatkowych dopłat – w sytuacji suszy trudno wywiązać się z tego zadania. Nasze zalecenia są takie, aby spełnić ten wymóg i zasiać ze wszystkimi konsekwencjami. Sytuacja na polach stwarza możliwość powołania komisji, która na wniosek rolnika, będzie szacowała straty i

przygotuje raport. W przypadku ogłoszenia przez wojewodę klęski suszy, rolnik może ubiegać się np. o zawieszenie rat spłaty KRUS, o ulgę podatkową w urzędzie gminy czy też o kredyt przewidziany na wypadek klęsk żywiołowych. Należy jednak pamiętać, że poniesione straty muszą być wyszacowane powyżej 30 proc. w całym gospodarstwie. W Unii Europejskiej oblicza się je w zależności od tego czy dotyczą produkcji roślinnej czy produkcji zwierzęcej, natomiast u nas mu-

szą być spowodowane w obu produkcjach jednocześnie. Jeśli więc ktoś ma produkcję zwierzęcą nie łatwo będzie mu wykazać tak duże szkody. Jeśli rolnicy stwierdzą straty w swoich uprawach, na wszelki wypadek powinni zgłaszać je do gmin, które powołają komisje do ich oszacowania. Jeśli zmieniłyby się przepisy, wtedy rolnicy będą mieli już udokumentowane straty. 

KAZIMIERZ LACH – kierownik Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Raciborzu


- Twoim partnerem w interesach - Twoim partnerem w interesach

W oczekiwaniu na chmury z deszczem Z

niepokojem przenosimy wzrok ze słonecznego nieba na pola, gdzie powoli zamiera życie. Konsekwencje upałów jakie przyniosło tegoroczne lato z pewnością będą dotkliwe dla wszystkich. Potwierdza się wielokrotnie wyrażana opinia, że można być świetnym fachowcem, właściwie stosować agrotechnikę, ale wobec natury człowiek pozostaje całkowicie bezsilny. Dlatego wielu z rolników pewnie zezłości raport puławskiego Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa, w którym zaprzecza się istniejącemu zagrożeniu wystąpienia suszy rolniczej w Polsce. Trudno w to wierzyć patrząc na spalone słońcem pola, łąki i pastwiska. Pozostaje wiec czekać na deszcz, ten obfity, życiodajny, mając nadzieję, że ominą nas

Ewa Osiecka Redaktor naczelna

- Twoim partnerem w interesach

żywioły, które coraz częściej niosą dodatkowe zniszczenia w miastach i sołectwach. Tak jak bezwzględna może być aura, tak i nie ma taryfy ulgowej tam, gdzie wybierać trzeba między zyskiem, a stratą. Stąd decyzja o likwidacji raciborskiej mleczarni, którą podjęła firma Zott. Można rozważać czy obecny kapitał powinien mieć ludzką twarz, kto zawinił, a kto poniesie dziś tego konsekwencje. Pozostają suche fakty miasto traci kolejny zakład, jego pracownicy – pracę, a być może w przyszłości pomniejsi rolnicy – możliwość sprzedaży swego mleka. Pomimo więc gorącego słońca, czarnych chmur nad rolnictwem dziś nie brakuje.

W sierpniowym NUMERZE

Wyrok na mleczarnię. Czy można było tego uniknąć?

Drogi donikąd niepotrzebne są użytkownikom pól

Gonsiorowy dom pamiątek

Pogoda sprzyjała rolnikom podczas żniw

14

sierpień 2015

10

8-9

Redakcja: 47–400 Racibórz, ul. Zborowa 4, tel. 32 415 47 27, e-mail: agro@nowiny.pl, www.nowiny.pl

NOWINY

Redaktor naczelna: Ewa Osiecka, e.osiecka@nowiny.pl, 600 059 204 Reklama: Lucyna Kretek-Tomaszewska, l.tomaszewska@nowiny.pl, 606 698 903

REKLAMA

gro

12-13

Wydawca: Wydawnictwo Nowiny Sp. z o.o. Na okładce: Ryszard Wolnik z Zabełkowa podczas żniw

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

3


Nie należy lekceważyć genetyki w hodowli Potencjał, jaki krowa może zaoferować hodowcy zależy w ponad 30 proc. od genetyki, w ponad 30 proc. od żywienia i w ponad 30 proc. to warunków bytowych zwierzęcia. – Odpowiadając aż w jednej trzeciej za genetykę, bierzemy na siebie wielką odpowiedzialność za to, co sprowadzamy i oferujemy do sprzedaży. Mamy w ofercie buhaje tańsze i droższe, ale żaden z oferowanych nie wyrządzi szkody hodowcy – zapewnia dyrektor zarządzający TOP GEN w Głubczycach, Anna Mikulska-Pospiszel. Firma od ośmiu lat zajmuje się wdrażaniem osiągnięć światowej genetyki do polskich programów hodowlanych, poprzez sprzedaż nasienia buhajów pochodzących z najlepszych linii hodowlanych na świecie. – W strukturze kosztów produkcji mleka, nasienie (także seksowane) wraz z usługą inseminacyjną stanowi zaledwie 3 proc. wszystkich kosztów ponoszonych przez hodowcę – przekonuje dyrektor ds. operacyjnych Zbigniew Pietryszyn. Dzisiaj hodowca podejmując decyzję o inseminacji i kupując nasienie czeka 3 – 3,5 roku na rezultat swojej decyzji. Okres zwrotu

z inwestycji jest więc bardzo długi, jeśli jednak hodowca intensywnie i konsekwentnie inwestuje w genetykę, zawsze może liczyć na efekty. – Niedobrze, gdy kierując się spadkiem cen mleka hodowca rezygnuje z dobrych buhajów wybierając tańsze nasienie, lub co gorsza przechodzi na krycie naturalne. Patrząc perspektywicznie, kiedy cena mleka znów wzrośnie, hodowca będzie chciał produkować jeszcze więcej, ale wtedy może okazać się, iż jego stado dysponuje zbyt słabą genetyką, aby temu podołać. Wtedy znów będzie musiał wprowadzać bardzo dobre buhaje, aby w ciągu kolejnych lat odbudować zaplecze genetyczne stada. Hodowcy powinni też pamiętać, aby niezależnie od sytuacji konsekwentnie trzymać się założeń programu hodowlanego i dobierać buhaje według konkretnych, wymaganych przez nich parametrów – tłumaczy pan dyrektor. Podkreśla też dużą świadomość i wiedzę hodowców na naszym terenie, którzy nie zadowolą się byle jakim nasieniem. Dyrektor Zbigniew Pietryszyn równie interesująco opowiada o szczegółach dotyczących nasienia buhajów. – „Nasienie może być tradycyjne, seksowane lub sor-

W hodowli ważna jest genetyka

towane, co polega na rozdzieleniu plemników odpowiedzialnych za płeć męską lub żeńską przyszłego płodu. Plemniki odpowiedzialne za płeć żeńską są umieszczane w słomkach, a plemniki odpowiadające za płeć męską, uszkodzone i niewykształcone – usuwa się. Jednym ejakulatem można pokryć od 400 do 600 sztuk krów i jałówek. Nasienie przechowywane w odpowiednich warunkach (w kontenerze, temperatura ciekłego azotu -196 ºC) może być magazynowane bez ograniczeń, nawet milion lat. Ale raz rozmrożonego, nie można powtórnie zamrażać! Nasienie tradycyjne, tak samo jak seksowane pakowane jest w słomki o pojemności 0,25 ml lub 0,5 ml. Koncentracja plemników jest jednak różna – zależnie

od wersji nasienia. Przy nasieniu tradycyjnym plemników jest zdecydowanie więcej – od 10 do 20 milionów w słomce, podczas gdy przy nasieniu seksowanym od 2,2 do 2,5 mln. W każdym przypadku jest to ilość wystarczająca do skutecznego zacielenia. Zabieg najczęściej wykonują przeszkoleni inseminatorzy, którzy za pomocą specjalnego pistoletu deponują nasienie w trzonie macicy. – Jak ważna jest płeć przyszłego cielęcia udowadniają Amerykanie, którzy na populacji blisko 1,5 mln jałówek zbadali, iż urodzona jałóweczka pozwala matce wykazać wyższą wydajność mleka w laktacji niż urodzony byczek. Warto inwestować zatem w nasienie seksowane! – mówi Zbigniew Pietryszyn. (ewa)

REKLAMA

PP

UH

” Józef Otlik, ul. Sude r o k i l cka 30, 4 „E

7-400 Racibórz

Nasiona kukurydzy

Nasiona rzepaku

Nasiona zbóż

Kwalifikowany materiał siewny zbóż ozimych – sezon 2015 KWS OZON

KWS JULIUS

KWS DAKOTA

- bardzo wysoki plon ziarna - rośliny niskie o wysokiej odporności na wyleganie - bardzo dobra zdrowotność

- sprawdzona jakość - bardzo dobra zimotrwałość - do uprawy w gorszych warunkach - odmiana do późnego siewu

- bardzo wysoki potencjał plonowania - rośliny niskie - odporna na choroby - bardzo dobra regeneracja po zimie

ESTIVUS

ARKADIA

- bardzo wysoka jakość ziarna - rośliny średniej wysokości odporne na wyleganie - dobra tolerancja na Ph gleby

- odmiana wczesna - znosi lekkie zakwaszenie gleby odporna na choroby - do uprawy na glebach słabszych

Baza Magazynowo-Transportowa w Kornicach Ul. Spacerowa 5, 47-480 Pietrowice Wlk. www.elikor.pl Tel. (32) 414 90 23-25

4

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

sierpnień 2015


ZASTANAWIASZ SIĘ GDZIE SPRZEDAĆ SWOJE PŁODY ROLNE?

Natury nie da się poprawić Pogoda nie oszczędza rolników, poza długotrwałą suszą sołectwa naszych powiatów nawiedzają nawałnice, które czynią całkiem spore szkody w mieniu mieszkańców i wsi. Ze wzburzoną naturą w ostatnim czasie musiała zmierzyć się gmina Polska Cerekiew. Oprócz niej ucierpiały m.in. Ciężkowice, Jaborowice, Wronin i Witosławice, gdzie wichura pozrywała dachy, linie energetyczne, połamała drzewa, a gwałtowne opady przyczyniły się do zalania cukrowni. W akcji usuwania szkód brało udział kilka jednostek strażackich z gmin Polska Cerekiew i Pawłowiczki. W połowie lipca natomiast silny wiatr szalał w gminie Rudnik. – Nie wyrządził jednak tak potężnych szkód jak w 2011 r., kiedy mieliśmy do czynienia rzeczywiście z dużą nawałnicą w Szonowicach. Na odcinku jednego kilometra wichura zrywała dachy domów i niszczyła zabudowania gospodarskie – wspomina wójt Alojzy Pieruszka. W tym roku podmuchy były lżejsze, nie mniej wiatr zniszczył dach domu rolnika w Szonowicach, a ok. 30 budynków gospodarczych uszkodzonych zostało w różnym stopniu. Połamanych jest też dużo drzew, które spadając na linie energetyczne spowodowały przerwy w dostawach prądu, tak było np. Grzegorzowicach. Wichura wyrządziła też szkody na cmentarzu w Modzurowie. Gwałtownym powiewom nie towarzyszyła jednak ulewa. Te dokuczały w maju i czerwcu,

Nawet miejsca, które wichura bardziej oszczędziła, trzeba oczyszczać z połamanych gałęzi drzew

zalewając mocno namułami np. Grzegorzowice. Rolnicy zapobiegliwi mogą korzystać z ubezpieczenia za wyrządzone szkody. W sprawie rolnika, który ma zniszczony dach domu, wysłany został wniosek do Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Za pośrednictwem opieki społecznej otrzyma on zapewne pomoc. Powołano też w gminnie komisję do szacowania szkód, która stawi się w dotkniętych wichurą gospodarstwach. Sporządzone zostaną protokoły z szacowanych strat, jednak możliwości zrekompensowania ich rolnikom są raczej ograniczone, mogą oni np. skorzystać z kredytu. (ewa)

W ZŁOTYM KŁOSIE NAJKORZYSTNIEJ! GWARANUJEMY: • Dobrą cenę i szybki termin płatności • Szybki proces odbioru surowca • Fachową obsługę laboratoryjną • Możliwość odbioru zboża bezpośrednio z gospodarstwa czy wskazanego magazynu MAGAZYNY SKUPUJĄCE PŁODY ROLNE: GŁUBCZYCE UL. ROŻNOWSKA 3 Tel. 77 485 24 51, e-mail: magazynglowny@zloty-klos.pl

KRUS odpowiada na pytania czytelników e-mail: agro@nowiny.pl

Jestem ubezpieczony w KRUS od 9 lat i prowadzę gospodarstwo o powierzchni 15 ha. Od dwóch miesięcy przebywam na zasiłku chorobowym. Chciałbym się dowiedzieć, w jakich przypadkach ubezpieczony w KRUS, przebywający na zasiłku chorobowym może utracić prawo do tego zasiłku. Ubezpieczony wykonujący w okresie orzeczonej niezdolności do pracy, pracę zarobkową

WODZISŁAW ŚLĄSKI UL. MICHALSKIEGO 10 Tel. 32 455 30 10, e-mail: marketing@zloty-klos.pl

do zasiłku chorobowego za okres pierwszych pięciu dni tej niezdolności. W trakcie korzystania z zasiłku chorobowego z KRUS przebywałem na rehabilitacji w Centrum Rehabilitacji Rolników. Niestety z powodu śmierci małżonki musiałem przerwać rehabilitację i korzystałem z niej krócej niż przez 21 dni. Czy KRUS wypłaci mi zasiłek chorobowy za te dni, w czasie których zmuszony byłem przerwać rehabilitację? W przypadkach, w których ubezpieczony rolnik przebywał krócej niż 21 dni na rehabilitacji z przyczyn od niego niezależnych (np. śmierć małżonka, dziecka), KRUS wypłaci zasiłek chorobowy za dni, w których nie przebywał w Centrum Rehabilitacji Rolników.

lipiec 2015 AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

PROPONUJE RÓWNIEŻ: • Całoroczny skup i sprzedaż płodów rolnych • Sprzedaż nawozów do wszystkich rodzajów upraw • Usługę składowania zbóż • Umożliwiamy wymianę barterową nawozów, materiałów budowlanych i opału za dostarczone zboże REKLAMA

Krystyna Nowak kierownik raciborskiej placówki

lub wykorzystujący zwolnienie od pracy w sposób niezgodny z celem tego zwolnienia (na przykład ulega wypadkowi przy pracy rolniczej), traci prawo do zasiłku chorobowego za okres objęty zaświadczeniem lekarskim. Zasiłek chorobowy nie przysługuje ubezpieczonemu za cały okres niezdolności do pracy (nawet orzeczony na kilku kolejnych zaświadczeniach lekarskich), jeżeli niezdolność spowodowana została w wyniku umyślnego przestępstwa lub wykroczenia popełnionego przez ubezpieczonego. Okoliczności te stwierdza się na podstawie sądu albo prawomocnego orzeczenia kolegium do spraw wykroczeń. Jeśli niezdolność do pracy spowodowana została nadużyciem alkoholu, ubezpieczony traci prawo

• Produkowaną w młynie w Wodzisławiu Śląskim w pełnym asortymencie makę paczkowaną i workowaną oraz kaszę mannę i otręby

FPHU ZŁOTY KŁOS JÓZEF JURKIEWICZ 48-100 GŁUBCZYCE, UL. KRNOWSKA 2/3 TEL./FAX 77 485 27 58, 77 485 28 81 e-mail: zlotyklos@rubikon.pl

www.zloty-klos.pl


WINKLER

Zwycięzcy opolskiej AgroLigi: Wiara dodaje im sił do pracy

P.U.H.

• SILOSY LEJOWE • SILOSY PŁASKODENNE • PODAJNIKI PIONOWE • TRANSPORTERY DO ZBOŻA NOWOŚĆ • silosy paszowe • silosy lejowe o poj. do 106 ton

Najniższe ceny na rynku Wysoka jakość wykonania Deklaracja zgodności CE Transport i montaż u klienta

Józefin 23 23-250 Urzędów tel. 880 090 846

e-mail: biuro@silosywinkler.pl

REKLAMA

www.silosywinkler.pl

Bóg, rodzina i praca poparta zamiłowaniem do rolnictwa sprawiają, że gospodarstwo państwa Małgorzaty i Damiana Dambonów, nie tylko nieustannie rozwija się, ale też zdobywa laury, jak podczas tegorocznego Konkursu AgroLiga, którego to zwycięzcami zostali rolnicy z Trawników (gmina Pawłowiczki).

Małgorzata i Damian Dambonowie. Dzieci również siostry pana Damiana powoli oswajają się z atmosferą gospodarstwa

Pan Damian gospodarstwo przejął po ojcu, który w latach 70. rozpoczynał od siedmiu hektarów. – Mama pochodzi z sąsiedniej wioski Kózki, a ojciec spod Głogówka. Rodzice mojego ojca kupili gospodarstwo w Trawnikach, od wujka mojej mamy, a następnie tato powiększył je m.in. o teren, na którym stoi obecnie nasz dom – opowiada pan Damian. Ojciec młodego rolnika z bożym błogosławieństwem – jak podkreśla pan Damian – krok po kroku stopniowo rozwijał gospodarstwo. Obecnie rodzina Dambonów uprawia 92 ha z czego 82 ha to ich własna ziemia. Dodatkowo przed 15 laty od spółdzielni w Gościęcinie odkupili gospodarstwo z świniarnią, w której dziś hodują ok. 500 – 600 sztuk trzody, w tym 55 macior. Nieustannie remontują i unowocześniają swoją chlewnię, wprowadzili m.in. zautomatyzowany system usuwania obornika. Pieniądze zaś z PROW w latach 2006 i 2008 oraz obecnego rozdania umożliwiły im zakup maszyn rolniczych: dwóch ciągników, agregatów, opryskiwacza, pługa, rozsiewaczy. – Unia nam, rolnikom pomogła, kto się postarał i komu

przyznano pieniądze, ten powinien się cieszyć – mówi Damian Dambon. On sam od najmłodszych lat przysposabiany był na rolnika. Odskocznią jednak od rolniczej codzienności była praca na Zachodzie, gdzie imał się zajęć od tych wymagających wysiłku fizycznego po umysłowe w biurze w Hamburgu. – Miałem szansę porównania i dziś nikomu nie zazdroszczę pracy przy komputerze, bo stworzony jestem do działania, życia w ruchu. Dobrze jednak, że wszystkiego popróbowałem, ponieważ gdy muszę uporać się z jakimiś problemem, to nie narzekam, wiedząc że każda praca ma swoje uciążliwości – przyznaje. W obowiązkach na gospodarstwie wspiera go żona Małgorzata, z zawodu technik informatyk. Bliżej poznali się na zabawie, podczas półmetku jej studiów w Opolu. Swe rolnicze doświadczenia pani Małgorzata nabyła na gospodarstwie rodziców, z którymi mieszkała na obrzeżach Głogówka. Obecnie pan Damian prowadzi swe gospodarstwo wraz z rodzicami i bratem Krystianem. Przed siedmiu laty zdecydowali, że pracą w nim zajmą się

6

wspólnie i dziś, stanowią zgrany team. – Dzielimy się obowiązkami, ja mam rękę do spraw „papierkowych”, brat angażuje się w remonty – tłumaczy pan Damian. Rośnie też gromadka następców, wśród których prym wiedzie przyszły gospodarz Mateusz, zainteresowany rolniczymi maszynami. W niczym nie ustępują mu trzy siostrzyczki: Miriam, Dominika i najmłodsza Weronika. Szczególnym momentem dnia jest poranna modlitwa, do której, po powrocie z chlewni, przystępuje cała rodzina. Zasadę odmawiania codziennie różańca i udział we mszy św. za pośrednictwem Radia Maryja wprowadził ojciec pana Damiana. – Rodzice zakorzenili w nas wiarę, każdy dzień od 12 lat zaczynamy od modlitwy. Początkowo wiedząc jak wiele mamy do zrobienia nie mogłem się skupić na mszy, dziś gdy w niej nie uczestniczę, czuję w sobie smutek i tęsknotę – opowiada. Gdy w pośpiechu pracował, ojciec pokazywał mu co robi źle, mówiąc: – Musisz zaufać Panu Bogu, poczekać na błogosławieństwo”. Nigdy nie pracują też w dni świąteczne. – Czasami nie wszystko było wykoszone

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

i chciałoby się wyjechać w pole, a tu niedziela. Zawsze trzeba jednak Panu Bogu zaufać do końca. Bywało, że inni wyprzedzili nas w robocie, ale jeszcze nie zdarzyło się, żebyśmy nie zdążyli skosić – zapewnia pan Damian. W przyszłości chciałby kupić nowy kombajn do zboża, zamienić ciągnik na większy, rozbudowywać halę i zagospodarować plac przy swoim domu. Przekonany jest, że swój sukces w konkursie AgroLiga zawdzięcza Opatrzności, a zgodną współpracę w prowadzeniu gospodarstwa z bratem – modlitwom rodziców. – Pan Bóg jak chce w jednej chwili może mi wiele dać, ale też wiele zabrać. Tak jest dziś kiedy coraz częściej zdarzają się grady, wichury, czy burze – mówi. Przyznaje, że chce wraz z rodziną pracować na swoim, ale też dzielić się z innymi. To dzięki zaangażowaniu rodziny Dambonów, wystawiona została kapliczka na skwerze przed kościołem w Trawnikach. – Chcę zachować równowagę, w tym co robię, pracować zgodnie z wolą Pana Boga i błogosławieństwem dla swojego gospodarstwa – dodaje. Ewa Osiecka

sierpnień 2015


www.ekoplon.pl

�������������������������������� ŚRODKI OCHRONY ROŚLIN, NAWOZY, NASIONA, PASZE, SKUP I KONTRAKTACJA, UBEZPIECZENIA I FINANSE, LOGISTYKA

Zapraszamy w Pietrowicach Wielkich

DO CAŁOROCZNEGO SKUPU I SPRZEDAŻY wszystkich zbóż oraz rzepaku i kukurydzy Pietrowice Wielkie, ul. Świętokrzyska 48 (Baza RSP Pietrowice Wielkie) SKONTAKTUJ SIĘ Z NASZYM DORADCĄ TEL.

663 868 504

www. flora-praszka.pl


Gonsiorowy dom pamiątek Pierwszy był dziadek Johan, który przyniósł do domu znaleziony na polu kamienny młotek. Eksponatu nie doceniła ani armia radziecka, ani władza ludowa, dlatego ocalał i dziś jest jednym z najstarszych znalezisk w zbiorach wnuka. Potem syn Johana – Joachim, oprócz buraków cukrowych zbierał białą broń i odznaczenia. W końcu bakcyl kolekcjonerstwa dopadł Jendę, w którego zbiorach, łatwiej by było wymienić czego nie ma. Ogród z parkiem maszyn O tym, że to nietypowe gospodarstwo można się przekonać już przy samym wejściu. Płot stanowią brony, a w ogrodzie zamiast kwiatków znajdziemy maszyny rolnicze, pamiętające jeszcze XIX wiek i inne eksponaty, które składają się na kolekcję gospodarza. O każdym z nich Jenda Gonsior mógłby mi opowiedzieć osobną historię. Zawsze wiąże się ona w jakiś sposób z rolnictwem i Rudyszwałdem, do których miłość ma nasz bohater w genach. – Jenda to takie niespotykane u nas imię – zagaduję gospodarza, a on odpowiada, że dostał je na pamiątkę

powojennych przygód ojca. – Kiedy trafił do niewoli pod Pragą, za służbę w Wehrmachcie wywieźli go do obozu pracy. Choć miał na imię Joachim, w Czechach dla wszystkich był po prostu Jendą – wyjaśnia pan Gonsior i zabiera mnie na obchód swoich eksponatów. Pokaźną część kolekcji gospodarza stanowią kieraty, czyli urządzenia wykorzystujące siłę pociągową koni lub wołów, do napędu maszyn rolniczych, takich jak sieczkarnie, wialnie czy młocarnie. – Po czesku kierat to žentour, po niemiecku göpel – tłumaczy pan Jenda, który mówi biegle w trzech językach. – Wszystkie pochodzą z

Johan i Klara (na ręku z Edeltraudą) Gonsiorowie reklamują w 1927 roku nawozy

miejscowości w promieniu 30 kilometrów – dodaje. Najciekawszym eksponatem jest kierat wyprodukowany w fabryce maszyn rolniczych Komorka, która przed wojną mieściła się na Starej Wsi. Inny ma nadruk Leobschütz, czyli pochodzi z Głubczyc. – Ten największy göpel jest z Gogołowej. Trzy lipy w nim rosły. Właściciel mi powiedział, że jak go sobie odkopię to go mogę wziąć. Dwa dni kopałem, a potem w domu przez tydzień dłutem czyściłem z ziemi – opowiada rolnik. Nie wszystkie eksponaty udaje się łatwo zdobyć. – W 1966 roku mój ojciec kupił snopowiązałkę, zwaną też u nas bindrówką, za którą zapłacił 20 tysięcy złotych.

Mały Jenda pasie krowy. Zdjęcie z 1967 roku.

Brat Jendy Jerzy z ojcem na kosiarce Deringa. Ojciec miał 7 hektarów, pan Jenda gospodaruje dziś na 25 hektarach.

Rodzina Gonsiorów przed domem: Joachim, Marta z Jendą na ręku, Jerzy i Ingrid

8

Jenda ze starszym bratem Jerzym i ojcem przed dożynkami w 1971 roku

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

Kiedy zobaczyłem u jednego z sąsiadów taką konną, wyprodukowaną przez amerykańską fabrykę Wiliam Dering & Company, zapragnąłem ją mieć w swoich zbiorach. Niestety, 2 tysiące, które miałem za nią zapłacić to było dla mnie za dużo – tłumaczy pan Jenda. Niektóre maszyny pochodzą ze złomu, inne z likwidowanych gospodarstw. – Jedną z najstarszych jest kanadyjska maszyna do przewracania i zgrabiania siana. W tamtych latach zwykły rolnik takich maszyn nie miał. Musiały mu wystarczyć grabie – mówi pan Jenda i pokazuje mi żeliwną sieczkarnię do buraków z nadrukiem Borek EWD. Obok niej stoi pierwszy model żniwiarki marki Dering z 1907 roku. Zza bronowego płotu maszynom przygląda się też rowerzysta. – Można tu od pana coś odkupić? – pyta naszego gospodarza. – Tylko na wymianę – odpowiada pan Jenda i zaczynają rozmawiać o wspólnej pasji kolekcjonerskiej. Marian Boryń z Lubomi zbiera akcesoria związane z końmi. Podczas częstych wycieczek rowerowych przygląda się w szczególny sposób okolicy. – Mnie nie interesuje trasa, tylko to co ludzie w zagrodzie mają – mówi ze śmiechem. – Ostatnio byłem tu z żoną i przegapiłem to gospodarstwo, dziś wróciłem i nie żałuję – dodaje. O mieszkańcach, którzy nie pasowali do granic Gospodarz zaprasza do drewnianej altanki, w której czekają zimne napoje i ciasto, które pani Ingrid przygotowała specjalnie na nasz przyjazd. Czekają też albumy ze zdjęciami, które obrazują bogatą historię rodziny Gonsiorów

(wcześniej Gonshiorów) od pięciu pokoleń związanej z Rudyszwałdem i z rolnictwem. – Mój pradziadek Johan, rocznik 1835, ożenił się z Franciszką Górzanową z Haci, a w 1869 roku od Johana i Wiktorii Kupków kupił posesję, na której teraz jesteśmy, za 10 tysięcy talarów – tłumaczy pan Jenda. Jego dziadek, też Johan, na przejętym po ojcu gospodarstwie uprawiał buraki cukrowe, które sprzedawał cukrowni w Raciborzu. Oglądamy fotografię z 1927 roku, na której razem ze swoją żoną Klarą reklamuje nawozy sztuczne. Dziadek nie doczekał wojny. Zmarł w 1936 roku, ale do wojska wcielono jego 16-letniego syna Joachima. Kiedy w końcu wrócił do domu, okazało się, że mieszka w nim rodzina repatriantów. – Dla nas prawdziwa wojna to się zaczęła po wojnie. Na żniwa w sierpniu 1945 roku przyjechało wojsko, załadowali w nocy babcię z ośmiorgiem dzieci i wywieźli ich do byłego Gasthausu u Hartmanna w Chałupkach. Znalazło się tam trzynaście takich rodzin. Ktoś stwierdził, że my nie pasujemy do tych ziem – opowiada pan Jenda i dodaje, że przed dalszą wywózką uratowała ich nieczynna linia kolejowa w kierunku Koźla. Babcia zamieszkała u swojego drugiego męża w Haci i już nigdy do Rudyszwałdu nie wróciła. W Czechach została prawie cała rodzina, oprócz ojca pana Jendy, który przyszedł na swoją ojcowiznę, gdy po sześciu latach udało się w końcu odzyskać gospodarstwo. – Wstawił się za nami Arka Bożek. Rudyszwałd to było takie magiczne miejsce, gdzie zawsze byli ludzie, którzy ze sobą dobrze żyli. My zawsze czuliśmy się mieszkańcami tej ziemi,

tylko granice się zmieniały – mówi pan Jenda. Zanim jednak Gonsiorowie mogli zamieszkać w swoim gospodarstwie, musieli za nie zapłacić odstępne. – Tych pieniędzy nigdy nie odzyskaliśmy. Pisałem do różnych urzędów i w końcu odpisali mi że na lata 1945 – 1954 jest nałożona kwerenda – mówi gospodarz i otwiera album z pamiątkowymi fotografiami. Są w nim zdjęcia z uroczystości rodzinnych, parafialnych i gminnych, z maszynami rolniczymi czy robione podczas prac w polu. – Tu ojciec jedzie na kosiarce Deringa na jednego konia z podwójnym dyszlem, którą mam do tej pory – tłumaczy pan Gonsior, dla którego każda fotografia, dokument, zapisana kartka ma wartość przede wszystkim emocjonalną. – Moje dzieci to już piąte pokolenie Gonsiorów w Rudyszwałdzie dlatego wszystko co się z tą miejscowością wiąże jest tak bliskie memu sercu – podsumowuje. Masielniczki i silniczki Z drewnianej altany ruszamy do pomieszczeń gospodarczych, gdzie znalazły swoje miejsce eksponaty wykonane z drewna. Są wśród nich beczki na zboże z 1804 i 1812 roku. Wykonywano je najczęściej z drewna wierzbowego, które było na tyle miękkie, że cały kawał pnia był wydrążany aż do uzyskania wysokiego pojemnika. Oglądamy też pokaźną kolekcję wytwarzanych z drewna lipowego misek do mieszania produktów spożywczych, koryt dla zwierząt i niecek, zwanych też trokami, wykorzystywanych podczas świniobicia. Z fabryki maszyn rolniczych i odlewni żelaza Wacława Moritza w Lublinie, która w latach 20. XX wieku wyspecjalizowa-

sierpnień 2015


Sołtysi naszych powiatów Powiat raciborski

Renata Stępińska sołtys Ponięcic

Przed altanką stoją Jenda z żoną Ingrid, z tyłu synowie 21-letni Joachim i 20-letni Joseph (brakuje 18-letniej Marii i 17-letniej Anny)

ła się w produkcji młocarni i kieratów, pan Jenda ma maszynę do młócenia zboża sztyftowo. W następnym pomieszczeniu oglądamy czeski pięciokonny silnik spalinowy Ignaca Lorenza, żarna, liczne reklamy piwa raciborskiego i głubczyckiego, kopaczki, a nawet amerykańską siekierkę z napisem USA. – Wie pani, co to w tamtych czasach oznaczało? Ubić Stalina Atomem – wyjaśnia ze śmiechem pan Jenda. Na bramie stodoły, garażu, chlewu widnieją daty ich wybudowania. Taką tradycję rozpoczął ojciec pana Jendy i dziś nikt nie ma wątpliwości kiedy co powstało. Gospodarz otwiera drewniane drzwi, zza których wyłaniają się traktory: austriacki Steyr z 1951 roku, dwa czeskie Zetory (Super 50 i 25A) oraz pierwszy ciągnik w rodzinie, który w 1972 roku za 50 tysięcy złotych kupił Joachim Gonsior. – To polski Ursus. Nowy kosztował wtedy 75 tysięcy, ale urzędniczka powiedziała ojcu, że może go dostać tylko pod warunkiem, że wstąpi do partii, dlatego wziął używany – opowiada gospodarz i dodaje, że jeszcze w ubiegłym roku zbierał nim ziemniaki. Z podwórka podążamy za panem Gonsiorem do domu, by zobaczyć resztę zbiorów. Nad wejściowymi drzwiami wita nas aniołek

sierpnień 2015

z cegielni Lichnowskiego w Krzyżanowicach. Na piętrze znajdują się dwa pomieszczenia, do których dostęp ma tylko gospodarz. – Ja tam wolę, żeby mi nikt tu nie sprzątał, bo jeden pająk więcej to za dużo nie zje – kwituje ze śmiechem pan Jenda. Stare meble, przedmioty codziennego użytku, książki, radioodbiorniki i mnóstwo dokumentów – wszystkiego nie sposób wymienić. Perełką wśród zbiorów gospodarza jest przedwojenny sztandar rolników z Rudyszwałdu z wyhaftowanym wizerunkiem św. Jerzego. W starej szafie wiszą dawne stroje gospodarskie, a na kredensie stoją pudełka z cylindrami. Nawet wianuszek ślubny babci Klary ma tu swoje zasłużone miejsce. – Resztę mam na strychu, ale tam was już nie zabiorę – tłumaczy pan Jenda i dodaje, że znalazł już godne miejsce na wszystkie swoje zbiory. Kupił dom wybudowany po drugiej stronie ulicy w 1897 roku. – Mam takie marzenie, żeby tam zrobić skansen – podsumowuje nasz bohater. Ja zaś jestem pewna, że jeśli powstanie, to o historii Rudyszwałdu i jego mieszkańców już nikt nie zapomni, bo jak mówi pan Jenda: Wszystko przemija, zostaje tylko to, co uda nam się ocalić dla potomnych. Tekst Katarzyna Gruchot zdjęcia Paweł Okulowski

Renata Stępińska jest rodowitą mieszkanką Ponięcic i zna każdy zakątek swej niedużej miejscowości. Z wykształcenia technik ekonomista, pracowała jako księgowa w PSS Społem Racibórz. Zajmuje się domem, lubi czytać książki oraz pielęgnować ogród. Sołtysem jestem od 2011 r. Najważniejsze cele, w realizacji których wspiera mnie nasz radny, to budowa świetlicy wiejskiej, utworzenie zbiornika retencyjnego w sołectwie, który minimalizowałby szkody po ulewach w położonej w dolinie wiosce, coroczna organizacja dożynek i budowa placu zabaw. Staram się pomagać mieszkańcom, szczególnie starszym, gdy trzeba napisać pisma do urzędów czy firm, jestem otwarta na kontakty z nowymi mieszkańcami, wspierając ich w dostosowywaniu się do zasad panujących w naszej gminie, np. w kwestii wywozu śmieci. Mogę polegać na członkach Rady Sołeckiej, szczególnie przy organizacji dożynek wiejskich oraz przy ustalaniu budżetu funduszu sołeckiego. Pomocą w pracach fizycznych służą mi mąż i syn.

Powiat głubczycki

Katarzyna Kulikowska sołtys Bernacic

Katarzyna Kulikowska – zajmuje się uprawą truskawek. Postawiła na rodzinę, ma męża i czterech synów: Mateusza, Tomasza, Bartosza i Łukasza. Lubi kwiaty, odpoczywa przy pracy we własnym

Przedwojenne żeliwne kieraty z drewnianymi dyszlami

ogrodzie. Sołtysem jestem od 2010 r. Kiedyś mieliśmy piękną świetlicę, dziś został budynek po byłej remizie OSP i przez pięć lat, głównie w czynie społecznym remontujemy go. Zrobiony został dach ze środków gminy, ocieplenie a wewnątrz wykonaliśmy wylewki, zrobiliśmy też wiatę na zewnątrz. Przy pracach budowlanych bardo pomaga mi mąż. Dziś budynek pełni funkcję świetlicy. Z funduszu przeciwdziałania alkoholizmowi zakupiliśmy sprzęt do gier zespołowych. Dbałości wymaga też teren zielony, pomaga mi go utrzymywać w należytym stanie mój najstarszy syn. Z funduszu, przed kilku laty, utwardzono tłuczniem drogę transportu rolnego. Położony został także na drodze we wsi nowy asfalt. Interweniowałam w starostwie, aby przy ruchliwej drodze powiatowej powstał chodnik, który poprawiłby bezpieczeństwo. Jak na razie na jego wybudowanie nie ma pieniędzy.

Powiat kędzierzyńsko-kozielski

Zbigniew Lipiński sołtys Trawnik

Zbiór maszyn rolniczych zaciekawił Mariana Borynia z Lubomi, który wybrał się na wycieczkę rowerową po okolicy

Kanadyjska przewracarko-zgrabiarka do siana

Zbigniew Lipiński posiada gospodarstwo rolne, które prowadzi z żoną Jadwigą. Mają dwoje dzieci. Od dziadka zaraził się pasją hodowli pszczół. Sołtysem jest drugą kadencję. Z inicjatywy gminy powstała w sołectwie kanalizacja, a po jej wykonaniu położono na drodze nową asfaltową nawierzchnię z granitowym obrzeżem. Gmina połączyła nas również z Urbanowicami, utwardzając dotychczasową polną drogę i wylewając tam asfalt. Czekamy na nową drogą z Zwiastowic do Gościęcina. Sami zrobiliśmy parking przy kościele. Zagospodarowaliśmy pięknie przykościelny skwer. Pracowało tam 57 mieszkańców z prawie każdego domu naszej wioski. Placyk nazwiemy imieniem św. Jana Pawła II, gdyż ustawiliśmy tam naturalnej wielkości figurę papieża wyrzeźbioną w lipie. Osłania ją drewniana kapliczka ufundowana przez sponsorów z Trawników. Sprzeciwiłem się i nie pozwoliłem sprzedać budynku naszego przedszkola, wioska mnie poparła i dziś mamy izbę tradycji, którą stale wzbogacamy o nowe eksponaty. W tym roku będziemy mieli również własny sztandar.

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

9


Ziarno zbierano z pola segregując je do osobnych worków, a następnie ważono i przesypywano do słoików, aby można było dokonać miarodajnych porównań

Żniwa na poletkach doświadczalnych

Żniwa w pełni – pogoda sprzyja rolnikom Lipiec i sierpień to dwa gorące – nie tylko ze względu na letnią aurę – miesiące prac polowych. Rolnicy tradycyjnie rozpoczęli od małych żniw rzepaku. – Plony są bardzo różne, od 720 kg do 4 t z ha, w zależności od terminu siewu, jakości i przepuszczalności pola – tłumaczy specjalista wsparcia wiedzy technicznej firmy Bayer Tadeusz Borecki. Przypomina, że ubiegłoroczna jesień w czasie zasiewów

rzepaku była fatalna. Następowały jedna ulewa po drugiej. Rzepaki wysiane przez rolników w terminie agrotechnicznym nie powschodziły zaś te, które wzeszły – jak przyznają sami rolnicy – miały bardzo słaby system korzeniowy. Często zdarzało się, że rzepak trzeba było przesiewać. Szczęście dopisało rolnikom, którzy przeczekali nawałnice i siali go nawet 15 września, kiedy pogoda ustabilizowała się.

REKLAMA

Agro Oaza – sprzęt i artykuły pszczelarskie prosto od renomowanych producentów: Łysoń, Sułkowski, Pasieka, OSP Kraków, Südzucker skup wosku, wymiana wosku na węzę ule styropianowe, drewniane, wyposażenie uli, podkarmiaczki, kraty słoiki na miód, etykiety, nakrętki, wiadra, odstojniki akcesoria do wychowu matek chemia pszczelarska, zapobieganie warrozie odzież pszczelarska pokarm dla pszczół: ciasto, syrop Sklep pszczelarski dostępny również online www.agrooaza.pl/sklep Agro Oaza, ul. Łąkowa 26, 47-400 Racibórz tel. 32 415 3793 tel. 698 051 487

– Bywało, że rośliny nie zdołały przebić się przez mokrą, zamuloną ziemię, ale mogło być i tak, że genetyka rzepaku przesądziła, że nie ukorzenił się on wystarczająco mocno. Gdy więc nastała susza (w zależności od możliwości dostępu do substancji odżywczych w glebie), plony rzepaku były bardzo różne – tłumaczy Tadeusz Borecki. Z doświadczenia wiadomo, że natury nie można

poprawić. Jeśli jest odpowiednio wysoki plon i ceny za rzepak są przyzwoite, to rolnicy powinni być zadowoleni, bo otrzymują za swą pracę pierwsze pieniądze, a poza tym zwolniły się stanowiska pod następne uprawy. NAJPIERW PSZENICA – POTEM RZEPAK Obecnie swój sposób postrzegania żniw zmieniły nieco gospodarstwa duże. Często, gdy rzepak nie jest wystarczająco suchy technologicznie, rolnicy przenoszą się z kombajnami na pszenice, aby przy dobrej cenie, zebrać jak najlepszy jakościowo plon. – W wielu gospodarstwach dziś młóci się najpierw właśnie te gatunki, jeśli oczywiście uzyskane zostaną odpowiednie do zbioru parametry, a do rzepaku wraca się przy następnej okazji. Dotyczy to w szczególności rolników, którzy mają możliwość przechowywania plonów, a gros większych gospodarzy posiada już własne silosy – przyznaje Tadeusz Borecki. Mniejszy rolnik, który nie ma możliwości wysuszenia i magazynowania nasion, musi w pierwszej kolejności wymłócić rzepak i sprzedać go, a następnie skoncentrować się na następnych uprawach. – Powinien dokładnie przemyśleć oraz zaplanować prace prowadzone na swoim polu, dostosowując je do możliwości kombajnowych i magazynowych – dodaje specjalista. W tym roku rolnikom podczas żniw dopisuje pogoda. Dobrze też, jeśli trochę popada. Niewielki deszcz

AGRONOWINY

potrzebny jest w czasie dojrzewania roślin, gdyż łatwiej wtenczas młóci się rzepak i zboża (nakłady siły potrzebnej do dobrego domłócenia przez maszyny żniwne zmniejszają się znacząco). Teraz, kiedy jest ładnie, z robotą trzeba uciekać, by następnie odczekać z nadzieją, że popada wystarczająco mocno przed rozpoczęciem wykonywania zespołu uprawek pożniwnych oraz do siewów jesiennych. POŻNIWNE DOŚWIADCZENIA Plony zbierane są również na polach doświadczalnych w Modzurowie, gdzie firma Bayer CropScience prowadzi swe badania odmianowe oraz agrotechniczne. Zebrany w pierwszej kolejności rzepak dał niezłe efekty. – Najwyżej plonował Puncher, z którego uzyskaliśmy do 7 t/ha. Na poletku doświadczalnym, ze względu m.in. na efekt brzegowy, trzeba jednak odjąć od 20 do 30 proc. Mieliśmy też i gorzej plonujące rośliny, ale w sumie uzyskaliśmy, w zależności od odmiany rzepaku od 4,5 do 7 t w doświadczeniach – przedstawia wyniki specjalista Tadeusz Borecki. Następnie nastał czas na pszenicę, która zasiana została na 3 ha doświadczeń. Prace prowadzone były zgodnie z zasadami agrotechniki, dobrą praktyką rolniczą i eksperymentalną. Za sterem kombajnu Wintersteiger Classic zasiadł specjalista firmy Bayer Adrian Sikora. Zboże młócone było sukcesywnie z każdego poletka osobno, a ziarno

gromadzone w oddzielnych workach i skrupulatnie oznaczane. W ciągu około 3 godzin omłotu, pszenica zebrana została ze 150 poletek (każde o powierzchni 15 m2).W pierwszej kolejności kombajn kosił zboże poddane doświadczeniom fungicydowym. Specjaliści zaskoczeni byli jakością pszenicy plonującej w granicach 10 t z ha. Więcej mogą powiedzieć dopiero po wymłóceniu i ocenie laboratoryjnej. Spodziewają się, że plony będą wyższe i przekroczą dotychczas uzyskane 10 t. – Rozpoczęliśmy od doświadczeń z zaprawami nasiennymi, bez udziału fungicydów, aby sprawdzić działanie zaprawy w stosunku do ziarna niezaprawionego, a więc o ile można uzyskać wyższy i lepszy jakościowo plon. Już na polu stwierdziliśmy, że zaprawiona pszenica, bez fungicydów jest bardziej dojrzała, najprawdopodobniej zaatakowana została jednak przez wiele chorób, na które nie jest odporna – ocenia zboże Tadeusz Borecki. Po zbiorze, z każdego poletka ziarno jest ważone, a następnie pobiera się próbkę do litrowych słoików, aby można było policzyć ciężar tysiąca nasion, sprawdzić wilgotność, zawartość białka. – Żeby dokładnie porównać trzeba każde z doświadczeń sprowadzić do jednakowych parametrów, pozwoli to na optymalny wybór odmiany, ale też środków pozwalających uzyskać najwyższy plon, nie tylko w doświadczeniach, ale i na polu rolnika. (ewa)

sierpnień 2015


Wykorzystanie dolomitu do wapnowania słomy przed przyoraniem Problemem wielu gospodarstw prowadzących wyłącznie uprawy polowe jest słoma zbóż, a w szczególności słoma kukurydzy, która nie jest wykorzystywana w produkcji zwierzęcej. Rolnicy przy braku odpowiednich możliwości jej zagospodarowania często podejmują decyzję o jej sprzedaży lub spalaniu we własnych instalacjach grzewczych. Takie postępowanie powoduje ubytek masy organicznej gleb. Przyorywanie samych resztek pożniwnych (ściernisko i korzenie) skutkuje tym, że współczynnik reprodukcji materii organicznej w glebie jest ujemny. Regularne przyorywanie słomy zapewnia utrzymanie żyzności gleby przyrost próchnicy, co oznacza poprawę właści-

wości chemicznych, fizycznych i biologicznych gleby. Ponadto przyorana słoma zapewnia powrót do gleby składników mineralnych niezbędnych dla rozwoju roślin. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest przyoranie słomy z nawozem wapniowym. Na szczególną uwagę zasługują nawozy wapniowe w formie węglanów magnezowo-wapniowych, do których zaliczamy naturalne dolomity. Dolomity oprócz właściwości neutralizujących węglanów magnezowo-wapniowych wnoszą istotne ilości cennych mikroelementów takich jak cynk i molibden. Istotnym jest wykorzystanie dolomitów o znacznym stopniu rozdrobnienia najlepiej o granulacji w zakre-

sie 0 – 2 mm. Wiele badań wykazało, że zastosowanie na rozdrobnioną słomę nawozu wapniowo-magnezowego (dolomitu) zawierających również cynk, molibden i bor przed wymieszaniem z glebą, pozwala uzyskać dodatkowo w glebie 15– –25 kg azotu ha-1 w efekcie działalności diazotrofów. Szczególnie efektywny proces wiązania wolnego azotu możemy oczekiwać w przypadku słomy kukurydzy. Badania prowadzone w Katedrze Ochrony Roślin UP we Wrocławiu wykazały, że tkanki kukurydzy zasiedlane są przez liczne gatunki bakterii zdolne do wiązania wolnego azotu. Równocześnie ograniczone są procesy nitryfikacji i wymywania

w okresie jesienno-zimowych składników mineralnych do wód gruntowych. Przeprowadzone w latach 2014 – 2015 analizy zawartości azotu mineralnego w glebach wiosną, na polach po zastosowaniu dolomitów na słomę zbóż, jak i kukurydzy, wykazały zawartości azotu w warstwie ornej w zakresie od 75 do 120 kg azotu ha-1. Zabieg wapnowania słomy dolomitami pozwala na istotne ograniczenie zużycie nawozów azotowych jak i zwiększenie żyzności gleb w efekcie zwiększenia zawartości związków próchnicznych i polepszenia struktury gleb. Prof. dr hab. inż. Stanisław Jerzy Pietr Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu C

TEGOROCZNE PLONY NA RACIBORSZCZYŹNIE Plony rzepaku w tym sezonie – w ocenie firmy ELIKOR Józef Otlik w Pietrowicach Wielkich – kształtowały się w granicach 2 – 4,5 t/ha (wy-

grały osoby, które siały w późniejszym terminie), pszenice sypały do 11 t z ha (bardzo dobre plony). Ceny pszenicy paszowej wynoszą do 640 zł za t

(z dostawą), rzepaku do 1560 zł za t (przy założeniu, że skupujący/sprzedający posiada certyfikat RedCert). W stosunku do roku ubiegłego – ceny są

M

wyższe. Plony rzepaku w stosunku do roku ubiegłego są niższe, natomiast pszenic zdecydowanie wyższe. 

Y

CM

MY

CY

CMY

K

na pożegnanie lata PODZIĘKOWANIA

urządzeń rolniczych, a jednocześnie zapoznanie się z kompleksową ofertą m.in. producentów nawozów, środków ochrony roślin, nasion oraz firm świadczących usługi dla rolnictwa. 

OGŁOSZENIE

Serdecznie podziękowania dla zaproszonych gości, którzy spędzili wspólną uroczystość 50-lecia ślubu Iny i Władka Niedźwieckich w restauracji Roma w dniu 1 sierpnia 2015 roku. Dziękujemy również wszystkim przyjaciołom, którzy składali z tej okazji życzenia. Za podniosłość uroczystości serdeczne podziękowania dla proboszcza Rafała z opolskiej parafii. Szczęśliwi małżonkowie

sierpień 2015

rolniczych w Europie, zorganizowane zostaną na powierzchnia ok. 130 ha, a stoiska wystawców zajmą ponad 150 tys. m². AGRO SHOW to okazja do obejrzenia najnowocześniejszych maszyn i

Sprzedam 10 ha gruntów ornych, w jednym kawałku, gleba II i III klasy, gmina Kietrz. Dojazd od strony Polskiej Cerekwi lub Księżego Pola. Tel.: 783 294 430. REKLAMA

Paliwa – olej napędowy i opałowy Hurt olei mineralnych Dostawa pod wskazany adres 25 LAT NA RYNKU Łany, ul. Szkolna 24, 47-253 Cisek tel. 77/ 487 50 38, 487 50 59, kom. 501 472 383, e-mail: grotrans@go2.pl

DOBRY DOSTAWCA, NAJLEPSZE PALIWA

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

11

REKLAMA

AGRO SHOW

W tym roku XVII Międzynarodowa Wystawa Rolnicza AGRO SHOW 2015 odbędzie się w dniach 18-21 września w Bednarach. Targi należące do liczących się międzynarodowych wystaw


Drogi donikąd niepotrzebne są użytkownikom pól P

ola dojrzewające zbożami, kukurydzą i burakami na ponad 2500 ha urodzajnej ziemi na terenie czterech gmin powiatu, wyznaczają potęgę firmy Agromax, która dziś jest największym zakładem rolnym Raciborszczyzny. Liczący się w regionie przedsiębiorca pozostaje jednak samotny w poczuciu egzekwowania należnego mu prawa wobec starostwa oraz gmin, na terenie których rozciągają się jego uprawy. Od kilku lat sen z oczu prezesa Bogusława Berki spędzają drogi transportu rolnego, zamieniane na dzikie wysypiska. – Najgorzej jest w gminie Rudnik. Tam dróg zarówno tych należących do powiatu, jak i do gminy, a prowadzących głównie do naszych dużych kompleksów pól już od dawna nie możemy użytkować, bo są zasypywane różnymi odpadami. Od kilku kadencji obiecuje się nam ich naprawę i dziś wmawianie mi, że na pewno problem zostanie rozwiązany ze środków budżetowych w następnym roku jest zwyczajną bezczelnością. To tak, jakby komuś odciąć dojazd do domu i nieustannie zapewniać, że może kiedyś znów się go zrobi – oburza się na wieloletnie obietnice bez pokrycia prezes Berka. Nie przekonują go też zapewnienia, że polne drogi dojazdowe gmina Rudnik zamierza wykonać w ramach systemu scaleń gruntów rolnych. Ze środków tych na remont swoich dróg polnych sukcesywnie i ze świetnymi rezultatami korzystają Pietrowice Wielkie. Prezes Berka zastanawia się na co więc czeka włodarz Rudnika, skoro już od dawna istnieją możliwości pozyskania na ten cel funduszy. – Problem narasta, bo drogi zasypywane są od wielu lat, dlaczego więc tak długo zwleka się z pozyskaniem pieniędzy na przywrócenie ich przejezdności? Natomiast użytkownicy tych dróg w zastępstwie korzystają z naszych pól, niszcząc uprawy. A jeśli gmina na remont tych stale powiększających się „drogowych” wysypisk nie zdobędzie potrzebnych pieniędzy? – głośno myśli szef Agromaxu. Przykładem niegospodarności gminy prowadzonej na polach jest droga, która kwalifikuje się do likwidacji, ale nie można tego uczynić, ponieważ ktoś nie przeszkodził, a może nawet zezwolił mieszkańcom i rolnikom wywozić na nią gruz. To właśnie zalegające tam porozbiórkowe pozostałości nie pozwalają na odpowiednią rekultywację terenu po drodze, po to by mogła stać się integralną częścią pola. Prezes Berka podejrzewa, że odpady na drogi polne nie są wywożone w świetle prawa regulowanego ustawą o składowaniu odpadów. Nielegalne zaś wysypywanie odpadów na drogi, z których korzysta

12

środków, przywrócić drogę dla transportu rolnego obiecał burmistrz minionej kadencji Manfred Abrahamczyk. Nowy burmistrz wyjaśnia, że to wina poprzednika. Kiedy następuje gorący okres prac polowych, nie wystarczają tłumaczenia kto zawinił – mówi prezes Berka.

Agromax za własne pieniądze wykonał dwa dojazdy do pół w Brzeźnicy

przecież nie tylko jego firma, ale i miejscowi rolnicy, uczy innych nieporządku. – Te same władze gminy, które mają obowiązek dbać o czystość i piętnować ludzi, którzy jej nie zachowują, z drugiej strony dają niedobry wzór do naśladowania, wywożąc odpady i tworząc dzikie wysypiska – oburza się prezes. Nie rozumie też dlaczego milczące przyzwolenie na wywożenie odpadów na swoje drogi polne daje powiat. A to wszystko dzieje się na dużym areale, w olbrzymim bałaganie, który trwa, bo poprzeplatanych ze sobą dróg powiatowych i gminnych nikt nie chce uporządkować – dodaje. DOBRY WUJEK CZEKA W KOLEJCE – Czuję, że stoję ostatni w kolejce do rozwiązania problemu dróg transportu rolnego. Gmina zawsze najpierw dba o swoich rolników indywidualnych, a to co ewentualnie pozostanie ze środków budżetowych na infrastrukturę rolną może dopiero trafić np. na drogi, które używa Agromax. W takich warunkach nie da się gospodarować – ubolewa prezes Berka. Nie wypominając, przypomina że to do niego w pierwszej kolejności zwracają się samorządy o wsparcie finansowe. – Przeznaczamy dla gmin całkiem spore pieniądze wspomagając nieprzerwanie miejscowe przedszkola, szkoły, LKS-y, OSP, parafie. Mam czyste sumienie, ofiarując dziesiątki tysięcy złotych w skali roku, ale chyba mam też prawo oczekiwać, że będzie się naszą firmę traktować na równi z rolnikami indywidualnymi – mówi prezes Berka podejrzewając, że to właśnie w nich włodarze gmin upatrują ważny elektorat wyborczy. – Jeśli pomagamy lokalnym instytucjom, jednocześnie płacąc do gminy ogromne podatki rolne, to przecież tak samo, jak rolnik indywidualny, mamy prawo żądać przejezdnych dróg dojazdowych do własnych i dzierżawionych pól – upewnia się szef Agromaxu.

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

DROGOWA CIUCIUBABKA Obietnice i odkładanie remontów drogowych na później zwykle ucinają kadencyjne zmiany na stanowiskach gospodarzy gmin. Tak zdarzyło się na przykład w gminie Krzanowice. Przed czterema laty drogę transportu rolnego z Wojnowic do Raciborza przekwalifikowano na ścieżkę dla rowerzystów. Dziś nie może być użytkowana przez rolników, a w szczególności przez Agromax pomimo, że po obu jej stronach rozciągają się pola tej firmy. Powód: droga nie została technologicznie przygotowana pod sprzęt rolniczy i pod jego ciężarem w krótkim czasie zostałaby zniszczona. Faktycznie wybudowana ze środków unijnych ścieżka – ze względu na bezpieczeństwo – nie spełnia też swej funkcji w stosunku do innych, mniejszych użytkowników. Droga została bowiem w połowie wyasfaltowana, a w części nawierzchnię pozostawiono z kruszywa. Rowerzyści jadą więc jednym pasem w dwóch kierunkach, i trudno poruszać się innymi pojazdami wielośladowymi na drodze dwukierunkowej, jeśli z naprzeciwka nadjedzie rower. Pomimo zapewnień, droga nie została dotychczas przywrócona dla transportu rolnego, dlatego ciągniki i sprzęt rolniczy muszą nadkładać dodatkowo dwa kilometry na dojazd do pól. – Nikt nas nie zapytał, jako właściciela i dzierżawcę ziemi, czy można zlikwidować drogę transportu rolnego. Co więcej zapewniano nas podczas remontu drogi, że nie zmieni ona swego przeznaczenia. Po naszych interwencjach zdejmowano i wieszano znaki, po to by drogę pozostawić dla wszystkich pojazdów. Paradoksalnie nie możemy na nią wjechać, bo pomyślana jest tylko dla lżejszych pojazdów i to na nas spoczęłaby naprawa poczynionych zniszczeń – czuje się oszukany prezes Berka, który nie widzi innego rozwiązania, jak przywrócenie drogi do stanu, w którym służyła wszystkim. Na wiosnę, pomimo ograniczoności

WIADUKT, KTÓRY DZIELI ZAMIAST ŁĄCZYĆ Kolejny objazd, tym razem dłuższy, bo 10-kilometrowy czeka rolników oraz Agromax, jeśli nie chcą płacić mandatów w Wojnowicach. Ograniczeniem jest tam wiadukt o nośności do 15 t, położony w ciągu drogi powiatowej, strategicznej dla transportu rolnego. – Aby mógł poruszać się po nim ciężki sprzęt rolniczy nośność wiaduktu powinna wynosić 50 t. Inaczej istnieje ryzyko katastrofy budowlanej, bo wiadukt nie jest już w najlepszym stanie – tłumaczy prezes Berka. Przejazd przez wojnowicki wiadukt do Bojanowa, to dla Agromaxu zaledwie 3 km. Objazd przez Racibórz oznacza nie tylko wielokrotne nadłożenie drogi, ale również zakorkowane ulice oraz dodatkowe zagrożenia, jakie powoduje ciężki ponadgabarytowy sprzęt rolniczy w ruchu miejskim. – Remont wiaduktu jest zadaniem powiatu. Starosta powinien porozumieć się z koleją – tłumaczy prezes Berka, zaniepokojony, że od dwóch lat nie pojawiło się żadne rozwiązanie, a problem powraca przed każdą akcją żniwną. Sam widzi dwie możliwości: likwidację wiaduktu na rzecz drogi lub ustawienie lekkiej konstrukcji, której nośność sprostałaby rolniczym potrzebom. – Nie pozostajemy obojętni na problemy dróg w gminach – prezes Berka pokazuje piękną schetynówkę Modzurów – Pawłów, w budowie której Agromax partycypował kwotą 7 tys. zł. – Ostatnio oddaliśmy do użytku dwa nowe przepusty przy drodze Miedonia – Brzeźnica. Wcześniej gmina za naszą zgodą na części pola wybudowała drogę dojazdową do Brzeźnicy. Tym samym jednak duże pole w Brzeźnicy utraciło dotychczasowy wyjazd. Przy remoncie drogi powiatowej zwróciłem się do powiatu, aby w zamian (po latach) wykonać nowe przepusty, czyli wyjazdy z pól. W odpowiedzi usłyszałem, że musimy sami pokryć ich koszty. Przygotowaliśmy więc dokumentację i wykonaliśmy dwa wjazdy o wartości 18 tys. zł. Obecnie przekażemy je nieodpłatnie na mienie powiatu – okazuje wolę współpracy prezes Agromaxu. Pomimo ogarniającej go bezradności ciągle nie rezygnuje z podejmowania inicjatyw. – Przed około miesiącem doprowadziłem do spotkania z udziałem starosty i wójta gminy Rudnik, gdyż problem nieprzejezdności zasypywanych gruzem dróg narasta i trzeba go ukrócić. Myślę, że rozmowy nie miały charakteru wyłącznie towarzysko-służbowego, ale wręcz odwrotnie – nie traci nadziei prezes Bogusław Berka. (ewa)

sierpnień 2015


Droga użyku rolnego jest, Agromax nią nie jeździ Pomimo, że zdaniem prezesa Berki nie spełnia wymogów dla dużego sprzętu rolniczego, w opinii burmistrza Krzanowic Andrzeja Strzedulli ścieżka rowerowa jest również drogą transportu Andrzej rolnego. Nie potrafi wyjaśnić, Strzedulla co kierowało poprzednikiem, który zdecydował, że część tej ścieżki wykonana została w asfalcie, a część szutrowa,

Europejski standard dojazdów do pól – Nie wiem, czy znajdziemy rolnika lub inną firmę rolniczą na Śląsku, która ma tak komfortowy dojazd do swoich pól. Agromax do każdego kompleksu rolnego, poza Alojzy jednym wyjątkiem, gdzie Pieruszka brakuje ok. 50 m asfaltu, ma dojazd drogą asfaltową: gminną, powiatową lub krajową – zapewnia wójt gminy Rudnik Alojzy Pieruszka, przyrównując warunki dojazdowe do niemieckich i holenderskich. Podkreśla też, że na drogach gminy nie ma żadnych ograniczeń dla sprzętu rolniczego, chociaż mieszkańcy niejednokrotnie o to postulują. – Rozumiemy, że rolnicy muszą dojechać do swych pól i zebrać plony – dodaje. Jako przykład wójt wymienia kompleks pól Agromaxu pomiędzy Brzeźnicą a Rudnikiem, do którego z jednej strony jest dojazd drogą powiatowa, z drugiej asfaltową drogą gminną, a z trzeciej wjazd na pole z drogi krajowej. Podobnie jest w Czerwięcicach – z jednej strony pól jest droga krajowa, z drugiej asfaltowa droga powiatowa, a od strony Ponięcic również droga asfaltowa. Pola Agromaxu w okolicach Strzybnika natomiast z trzech stron otoczone są drogami asfaltowymi. Wykonaliśmy dla mieszkańców prawie 700 – 800 m drogi asfaltowej w kierunku na Strzybniczek, po obu stronach tej drogi są pola Agromaxu. Wyremontowana zostanie też droga powiatowa w Szonowicach – wójt Alojzy Pieruszka zapewnia, że firma posiada naprawdę europejski standard dojazdów do pól. Nie ukrywa, że w gminie jest wielu rolników indywidualnych, którzy mają pola przy drogach asfaltowych lub utwardzonych przez gminę, ale też muszą korzystać dróg położonych na uboczu, które zwłaszcza w czasie opadów stają się błotniste i trudno przejezdne. Wójt ubolewa, że prezes Berka

sierpnień 2015

spełniająca rolę drogi gruntowej dla transportu rolniczego. Szczególnie, że dziś duży gabarytowo sprzęt rolniczy na tym fragmencie drogi się nie mieści. Inwestycja była współfinansowana ze środków Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich w 2011 r., a ponieważ objęta jest siedmioletnim okresem trwałości projektu, nawet gdyby znalazły się pieniądze w gminie na przebudowę, nic w jej konstrukcji nie można zmienić. Inaczej gmina zmuszona byłaby oddać dotację przeznaczoną na to zadanie. Jak wyjaśnia kierownik referatu komunalnego Andrzej Jelonek już w 2000 r. droga ta funkcjonowała jako ścieżka rowerowa, z Raciborza do Strachowic. Ponieważ była nieutwardzona, po kilku latach użytkowania stała się wyboista. Przygotowano więc nowy projekt ścieżki rowerowej dofinansowanej z PROW, w obecnym asfaltowo-szutrowym kształcie.

nie widzi tego co ma, a dostrzega to, co w niewielkim procencie pozostało do zrobienia. – Musimy patrzeć również na indywidualnych rolników, gdyż często na ich drogach potrzeby remontowe są dużo większe – tłumaczy włodarz Rudnika. W typowo rolniczej gminie dróg transportu rolnego jest ok. 140 km, z tego jedna trzecia, to drogi nie będące jej własnością. – Drogi zarówno powiatowe, jak i nasze są w większości utwardzone. Stan ich jest oczywiście różny, to co zostało wykonane przed ok. 20-laty często wymaga remontu. Dużo dróg ma charakter typowo wewnętrzny i przy obecnym sposobie uprawy pól przez rolników indywidualnych oraz Agromaxu są zaorywane. Potrzebnych i najbardziej eksploatowanych przez rolników jest więc ok. 40-50 km dróg, część z nich jest wyasfaltowana, a część utwardzona. – Wiemy, że te drogi są bardzo ważne dla rolników, muszą dojechać na pole, by zebrać plony, wykonywać prace polowe. Prace prowadzi się więc w pierwszej kolejności na tych drogach, które są najczęściej używane – mówi wójt. Tłumaczył problem znajdującego się na jednej z dróg gminnych gruzu, który zgodnie – jak przyznał – z oczekiwaniami Agromaxu, służył do zasypania głębokiego na 3 m wąwozu. Droga w tamtym miejscu była zbyt wąska, aby mógł nią przejechać nawet ciągnik, a więc bez likwidacji wąwozu, nie byłaby przydatna do użytku. – Droga stała się szersza i bardziej dopasowana do sprzętu rolnego. Teraz ze środków pozyskanych na scalanie można by ją uporządkować – planuje wójt Pieruszka. Rudnik jest kolejną gmina na Raciborszczyźnie, która zamierza skorzystać z funduszy na scalanie gruntów. Warunek: właściciele co 50 proc. gruntów rolnych danej miejscowości muszą wyrazić zgodę na to. Gminie udało się uzyskać takie przyzwolenie od rolników z trzech miejscowości, a także z Agencji Nieruchomości Rolnych w Opolu, do której należy części ziemi firmy Agromax. Odpowiednie wnioski trafiły do starostwa. Decyzja o tym, kto w pierwszej kolejności otrzyma pieniądze, zapadnie jednak w Urzędzie Marszałkowskim.

– Nigdy nie było przeciwwskazań, żeby Agromax nie mógł z niej korzystać, nigdy nie staraliśmy się ograniczyć tam ruchu transportu rolniczego. Pan Berka naciskał, aby część niezaasfaltowaną pokryć dywanikiem asfaltowym. Musielibyśmy to jednak zrobić z własnych środków, których na ten cel nieposiadamy. Nigdy nie było też mowy, żeby użytkownik, który korzysta z tej drogi w normalnych warunkach został obciążony za zniszczenia. Prosiliśmy jedynie, żeby ograniczyć przejazdy w okresie mokrej jesieni, czy wiosennych roztopów. Pan Berka odpisał, że dla nich każda pora roku i pogoda jest dobra do jeżdżenia – mówi Andrzej Jelonek. – Od powstania ścieżki rowerowej sprzęt Agromaxu tam nie jeździ. Pan prezes zabronił pracownikom z niej korzystać, żeby jej nie zniszczyć. I nie dlatego, że zakazaliśmy, ale również ze względu na problem mijania się

Fundusz na scalanie poprawi jakość dróg polnych Część dróg transportu rolnego należących do powiatu raciborskiego może zostać wykonanych z funduszu scalania gruntów. Przykładem, co podkreśla raciborski starosta Ryszard Ryszard Winiarski jest Winiarski gros dróg już zrobionych w ostatnich latach w gminie Pietrowice Wielkie. Kolejna gmina, która przymierza się do procesu scalania to Rudnik. Lada dzień powinien trafić do starostwa wniosek z Agencji Nieruchomości Rolnej w Opolu, ponieważ większość gruntów rolnych Agromaxu, to grunty agencyjne. – Wniosek z agencji najpierw musi otrzymać gmina, później przesyłany jest do nas. Dokumentacja zostanie następnie przekazana do Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach, który dysponuje pieniądzmi na scalanie – tłumaczy starosta Ryszard Winiarski zasady pozyskiwania finansów m.in. na drogi transportu rolnego. Ma nadzieję że uwzględniony zostanie wniosek powiatu raciborskiego. – Wszystko zależy od tego, kto pierwszy złoży dokumenty. Dotychczas, poza Raciborzem i Częstochową niewiele powiatów zabiegało o takie środki finansowe, a dzisiaj już większość gmin przystępuje do scalania, widząc w tym korzyści – dodaje starosta. Włodarz powiatu zapewnia, że drogi o remont których zabiega prezes Agromaxu Bogusław Berka na pewno zakwalifikowane zostaną do realizacji w procesie scalania, oczywiście pod warunkiem, że powiat raciborski otrzyma na te prace pieniądze. Starosta nie zapomniał też o suchych topolach stojących przy powiatowej drodze użytku rolnego w Rudniku, z której korzysta Agromax. – Moje służby już działają. Ponieważ teren należy do Skarbu Państwa wystąpiliśmy do wojewody o środki na ich wycinkę. Jeśli nie uzyska-

z rowerzystami – dodaje pan Jelonek. – Prezes Berka oczekuje, że droga zostanie zrobiona na nowo. Nie mamy na to środków finansowych, a nawet jeśli znalazłyby się nie byłoby to zadanie priorytetowe. Na przykład ul. Ogrodowa w Wojnowicach jest nieutwardzona. Jeśli zrobimy tę drogę, to jeździć będzie po niej również Agromax, ponieważ posiada w pobliżu cały kompleks pól – dodaje burmistrz Strzedulla. Rozważa też możliwość skorzystania z funduszy na scalanie gruntów, widząc w tym możliwość remontu dróg użytku rolnego. – Dotychczas udało się nam uzyskać zgodę właścicieli posiadających co najmniej 50 proc. gruntów rolnych w miejscowościach Pietraszyn i Wojnowice. Stamtąd dwa wnioski złożone do starostwa trafią do marszałka województwa. Agromax jednak nie wyraził swej zgody i do scalania nie przystąpił – przyznaje włodarz Krzanowic.

my potrzebnych pieniędzy od państwa, ale zgodę na usunięcie suchych drzew, to skorzystamy z pomocy prezesa Berki, którego firma może je wyciąć. Myślę, że z tym problemem uporamy się do jesieni – zapewnia starosta. Zmierzył się też z zastrzeżeniami prezesa Berki, co do składowania odpadów poremontowych na drogach użytku rolnego prowadzących do pól Agromaxu. – Poprzedni starosta na pewno nie wiedział o wysypywanym na drogi powiatowe gruzie, nikt mu tego nie zgłosił. W poprzedniej kadencji, będąc w komisji rolnictwa, zostałem zaproszony przez pana Berkę na ul. Gamowską (droga od szpitala w kierunku Gamowa). Gmina część znajdujących się tam chaszczy pousuwała i uporządkowała teren usuwając dzikie wysypisko. Pan prezes wspomniał też o drodze zasypywanej gruzem. My już wiemy, że jest tam gruz i czekamy na krok wójta, który z kolei czeka na pieniądze na scalanie gruntów – tłumaczy gospodarz powiatu. Starosta Ryszard Winiarski zna też problem, jaki stwarza most w Wojnowicach. Wie, że jego stan techniczny jest tak zły, że dobrze, że mogą przejeżdżać przezeń chociaż pojazdy do 15 t. Ponieważ pod mostem znajdują się fragmenty torów po linii kolejowej Racibórz – Krzanowice, poprzedni starosta zwrócił się do kolei, która – jak się okazuje – zamierza uruchomić tam ponownie przejazdy. – Jesteśmy po nowym rozdaniu PROW, kolejarze otrzymali pieniądze na rozbudowę kolei, jednak nie na odcinek Racibórz – Krzanowice. Skoro prezydent Raciborza poinformowany został, że odcinek kolejowy Markowice – Olza będzie nieczynny, podobnie jak część odcinka w Suminie, to być może i ten fragment przeznaczony zostanie do likwidacji – ma nadzieję Ryszard Winiarski. Rozwiązałoby to problem mostu, gdyż wystarczyłoby zrobić tam nasyp, wzmocnić drogę oraz położyć asfalt. Na taką inwestycje może udałoby się w ciągu roku lub dwóch zdobyć potrzebne pieniądze – uważa. Na stworzenie nowej lekkiej konstrukcji mostu, której koszt sięga ok. 5 mln zł powiatu nie stać. – Myślę, że decyzję kolei będę znał do dwóch miesięcy. Jeśli odpowiedź kolejarzy będzie negatywna i linia zostania uruchomiona, wówczas nie będziemy w stanie odbudować mostu – dodaje.

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

13


Wyrok na mleczarnię. Czy można było tego uniknąć? Miało być jak w bajce – solidny niemiecki kapitał, sprawne zarządzanie, pewna praca. Skończy się na likwidacji zakładu i 90 miejsc pracy oraz wspomnieniu, że kiedyś przy Starowiejskiej działała mleczarnia. Klamka zapadła. 31 października, niespełna trzy lata po podpisaniu umowy końcowej kupna zakładu produkcyjnego Raciborskiej Spółdzielni Mleczarskiej w Raciborzu, Zott Polska zamknie zakład przy Starowiejskiej. Wieść o decyzji zarządu spółki zelektryzowała nie tylko pracowników, którzy stracą pracę, ale i pozostałych mieszkańców miasta. Część z nich przyszła w niedzielę pod bramę zakładu, aby zapalić znicz – gest symboliczny, wymowny. Na raciborskim skrawku internetu zaroiło się od komentarzy o upadku miasta, złych Niemcach, naiwnych Polakach i nieudolnych rządzących. Ile w tym prawdy? Czy mogło być inaczej? WROGIE PRZEJĘCIE CZY KRYZYS? W oficjalnej informacji prasowej Zott Polska podał, że przejęcie zakładu produkcyjnego w Raciborzu miało poszerzyć portfolio całej grupy o kategorię twarogów, jednak „produkcja tradycyjnego twarogu (...) jest odbierana przez konsumenta w sposób autentyczny jedynie w przypadku, gdy producentem twarogu jest tradycyjna spółdzielnia mleczarska. W związku z powyższym podjęto decyzję o wstrzymaniu produkcji tradycyjnego twarogu przez Zott” – informuje Ewelina Czuczman z Zott Polska. Decyzja Zotta zdążyła się już odbić echem w branży. Andrzej Herbut – prezes OSM Bieruń przyznaje, że w branży panuje kryzys. – To nie jest tak, że wszędzie jest dobrze, a tylko w Raciborzu źle. Naprawdę jest kryzys na rynku mleczarskim – zakłady mleczarskie są zamykane lub

14

ogranicza się produkcję – mówi. – Myślę, że marka Zott w twarogach słabo przyjęła się w Polsce, pomimo że produkty te były całkiem niezłe. Coś musi być na rzeczy, bo o ile z innymi produktami Zott marketingowo radzi sobie całkiem nieźle, to w twarogach mimo wszystko nie odnieśli zakładanego sukcesu – dodaje Jan Piechowiak, prezes OSM Głubczyce. – Zott chciał pewnie sprawdzić produkt, przetestować jego sprzedaż, a następnie przenieść produkcję do Opola – przypuszcza chcący zachować anonimowość rozmówca. Tym co przeczy tej wersji jest wysoka cena (około 13,5 mln zł) za jaką zakład przy Starowiejskiej został sprzedany. Z drugiej strony Zott Polska poinformował, że „ze względów ekonomicznych produkcja twarogu w tej lokalizacji w dłuższym okresie czasu nie przyniesie korzyści biznesowych” (tj. w Raciborzu – przyp. redakcji). OBCY KAPITAŁ CHCE WIELKICH ZYSKÓW Gdy trzy lata temu w artykule „Właściciele mleczarni porzucili swój majątek” pisaliśmy o zgodzie rolników na sprzedaż mleczarni Zottowi, prezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Waldemar Broś wyraził swoje „zdziwienie i ubolewanie” nad sytuacją. – A nie mówiłem? – komentuje obecnie wprost. – Niejednokrotnie uprzedzałem rolników i prezesów, że należy szanować swoją własność – pilnować, dbać i rozwijać. W Polsce i na świecie

ska lokalnego, płacą „zusy” i podatki. Tych przedsiębiorstw nie wolno likwidować – przekonuje. Stosunkowo obronną ręką z całej sytuacji wyjdą rolnicy, z którymi Zott Polska podpisał umowy na dostarczanie mleka do swej centrali w Opolu.

Widmo likwidacji zawisło nad raciborską mleczarnią

nie ma dzisiaj alternatywy dla sektora spółdzielczego. To sektor spółdzielczy daje rolnikom pewność zbytu mleka. Nawet w tak potężnej jak amerykańska gospodarce, farmerzy zakładają spółdzielnie, po to żeby pilnować swoich interesów – mówi Waldemar Broś. Potwierdzają to twarde dane – od 1989 r. udział spółdzielni w skupie mleka zwiększył się z 65% do 75 – 80% obecnie. Waldemar Broś dodaje, że w Polsce wiele podmiotów spółdzielczych udowodniło, że w tego typu formie własności można gospodarować i być najlepszym. Chcący zachować anonimowość rozmówca zwraca uwagę, że podmioty zagraniczne, takie jak Zott na pierwszym miejscu stawiają rachunek ekonomiczny. – Jeśli nie mają 10 – 15% stopy zwrotu to zamykają zakład. U siebie tego nie robią, ale do Polski przyjeżdża się tylko po to, żeby zarabiać – mówi. KTO WINNY – ROLNICY CZY ZARZĄD? Waldemar Broś z Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich winą za obecną sytuację obarcza rolników – udziałowców Raciborskiej Spółdzielni Mleczarskiej. – Rolnicy musieli wyrazić zgodę na przejęcie przez Zott i ta grupa ponosi pełną odpowiedzialność za zaistniałą sytuację. Nikt inny. Nie ma co próbować zwalać winy na administrację,

AGRONOWINY • Miesięcznik dla rolników

prezydenta kraju, premiera, ministra czy mnie – komentuje. Nieco innego zdania jest prezes OSM Bieruń Andrzej Herbut, który uważa, że ówczesny Zarząd Raciborskiej Spółdzielni Mleczarskiej nie przedstawił rolnikom alternatywy co do sprzedaży zakładu Zottowi. – Zarząd Spółdzielni w osobach prezesa Grzegorza Cyloka-Sokołowskiego i członka zarządu Pawła Musioła uważał, że sprzedaż powinna odbyć się inwestorowi zagranicznemu, Zottowi – mówi. Alternatywa jednak istniała, gdyż kupnem zakładu lub połączeniem ze spółdzielnią w Raciborzu było zainteresowanych więcej spółdzielni mleczarskich, w tym OSM Bieruń. – Zależało nam na powiększeniu zdolności produkcyjnej, ale do konkretnych rozmów nie doszło. Nie mogliśmy nawet przedstawić swojej oferty – wspomina A. Herbut. Dodaje, że w takich sprawach rolnicy ufają właśnie zarządowi. Ostatecznie OSM Bieruń kupiła mniejszą niż raciborska mleczarnię w Kadłubie (okolice Strzelec Opolskich). Zakład został zmodernizowany i w chwili obecnej zatrudnia już trzydzieści osób. A jak sytuację raciborskiej mleczarni ocenia Grzegorz Cylok-Sokołowski, prokurent a następnie prezes zarządu RSM w czasie, gdy została ona sprzedana: – Dopóki je-

stem pracownikiem firmy Zott to nie mogę komentować decyzji właściciela, który również jest moim pracodawcą. Mogę powiedzieć tyle, że jest mi bardzo przykro, że zakład został zamknięty, ale to nie jest decyzja zależna ode mnie. KTO STRACIŁ NAJWIĘCEJ? Odpowiedź jest prosta – pracownicy mleczarni. Zapytaliśmy czy otrzymają propozycję pracy w innych zakładach Zotta. – W związku z likwidacją stanowisk pracy w zakładzie w Raciborzu, niestety nie mamy możliwości zatrudnienia na innych stanowiskach w Raciborzu bądź też w Opolu – odpowiada Ewelina Czuczman, dodając, że ze związkami zawodowymi oraz radą pracowniczą zostaną omówione możliwości „dodatkowych odpraw socjalnych dla zwalnianych pracowników”. O szanse na zatrudnienie chociażby części pracowników raciborskiej mleczarni spytaliśmy również prezesów spółdzielni mleczarskich w Bieruniu i Głubczycach, jednak ich zdaniem w obecnej sytuacji na rynku jest to niemożliwe. Zdaniem Waldemara Brosia niegdysiejszy, bardzo dobry twaróg z Raciborza dziś śmiało można byłoby określić mianem produktu regionalnego. – Takie produkty powstają w małych zakładach, które działają na rzecz środowi-

MLECZARNIĘ ZGUBIŁA KRÓTKOWZROCZNOŚĆ Z perspektywy czasu można sądzić, że rolnicy, którzy trzy lata temu podjęli decyzję o sprzedaży mleczarni, skuszeni zostali wyższymi cenami mleka oraz pieniędzmi z podziału funduszu udziałowego (należały się im jako udziałowcom majątku mleczarni). Czy była to krótkowzroczna polityka? Zdaniem naszego anonimowego rozmówcy – tak. Jeśli mleczarnia miała problemy finansowe, które były konsekwencją przeprowadzanej modernizacji zakładu, być może wystarczyło wynegocjować z bankiem inne warunki spłaty kredytu. Natomiast rolnicy zamiast zacisnąć pasa i spłacić długi mleczarni, woleli utrzymać wysoką cenę mleka i jeszcze dostać fundusz udziałowy. Problemy finansowe związane z modernizacją mleczarni, mogły mieć charakter przejściowy. Szczególnie, że produkowane w niej wyroby miały dobrą markę, trafiały nie tylko na lokalny rynek, ale również zagraniczny: niemiecki i francuski. Większość osób zainteresowanych losami zakładu, jest przekonana, że jeśli wchodzi kapitał obcy, to zwykle po to, by wyeliminować konkurencję, co w tej chwili się potwierdza. – Widocznie nasza mleczarnia była wysoko oceniana, skoro warto było wydać miliony, aby zakład kupić i zlikwidować – puentuje nasz rozmówca. Dziś pozostaje nam już niewiele – zapalenie znicza, uronienie łzy „nad rozlanym mlekiem” i raczej płonna nadzieja na znalezienie inwestora chętnego do odbudowy raciborskiej mleczarni. Wojtek Żołneczko

sierpnień 2015



Twój partner w rolnictwie

NASZA OFERTA:

NOWOŚĆ:

kompleksowa obsługa i fachowe doradztwo w nowoczesnym rolnictwie,

oferujemy do sprzedaży: nawozy, środki ochrony roślin, pasze, materiał siewny, olej napędowy, opałowy, a także oleje i środki smarne do maszyn rolniczych firmy Fuchs Oil i Orlen Oil,

prowadzimy skup: rzepaku, pszenicy konsumpcyjnej i paszowej, kukurydzy i jęczmienia,

dostarczamy olej napędowy i opałowy z Rafinerii Lotos Czechowice Dziedzice bezpośrednio do Klienta pod wskazany adres, a w siedzibie firmy prowadzimy sprzedaż oleju napędowego z dystrybutora. Prowadzimy sprzedaż przenośnych urządzeń dozujących do oleju napędowego i opałowego Fuel Master firmy Kingspan Environmental,

dostawy realizujemy po zgłoszeniu telefonicznym, w oparciu o uzgodniony harmonogram.

Już otwarta Stacja Kontroli Opryskiwaczy, w której każdy rolnik może zbadać swój opryskiwacz i uzyskać atest PIORIN oraz zaopatrzyć się w części

PHU Agropol Sp. z o.o. ul. Kolejowa 1 48-120 Baborów

tel. 77 486 90 36 tel./fax: 77 486 96 34 tel. kom. 696 097 039

agropol@agropol-baborow.pl www.agropol-baborow.pl


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.