Cztery dni przed ślubem spalił im się dom
Rodzina Koleczków liczy na pomoc. Wsparcie wodzisławianom się przyda. Nie ma szans, by sami wyszli na prostą. Nie mają oszczędności, małżonek pracuje na najniższej krajowej. Pani Basia nie pracuje. Opiekuje się w domu niepełnosprawną 6-letnią Kamilką.
Iskra poszła od czajnika albo lodówki. Dla pogorzelców to nieważne, niech przyczyny ustalają policja i straż pożarna. W jednym momencie drewniane poddasze, w którym mieszkali, stanęło w płomieniach. - Dobrze, że stało się to w ciągu dnia. W nocy nie mielibyśmy szans, zostalibyśmy zaczadzeni. I dobrze, że mąż był w domu. Ratował, co się dało. Gdybym była sama, pewno bym spanikowała i nie wiedziała, co robić – Barbara Koleczko stara się szukać plusów w dramacie, który rozegrał się w piątek 15 kwietnia, kilkanaście minut po dwunastej, w jej domu przy ul. Wańkowicza.
Szybka straż
Na miejsce szybko dotarła straż pożarna. Pierwsi zameldowali się miejscowi ochotnicy z OSP Radlin II. Potem dołączyli zawodowcy z komendy powiatowej, w sumie sześć zastępów. Kilka chwil później było już po akcji. Strażacy gasząc szybko pożar uratowali dach budynku i znajdujące się poniżej piętro i parter, w których mieszka teściowa pani Barbary. A od piątku z konieczności również Koleczkowie z córkami.
Czarna jama
Ich mieszkanie przypomina czarną jamę. Spaliły się kuchnia, łazienka, przedpokój, dwa pokoje. - Wszystko jest do wyrzucenia. Sprzęty, meble, garnki, ubrania. Straciliśmy dobytek jedenastu lat życia – przyznaje Barbara Koleczko. Ogień strawił też suknię ślubną i garnitur. Koleczkowie mieli się w nie wystroić na swój ślub kościelny, zaplanowany na 19 kwietnia. - Mieliśmy ślub cywilny, ale kościelnego wziąć nie było jakoś okazji – mówi Kazimierz Koleczko. - Szkoda było odwoływać ceremonię. Wszystko było załatwione – dodaje jego małżonka. Krewni, znajomi pomogli wyszykować małżonków i ich dwie córeczki, Kamilkę i Martynkę. Ksiądz proboszcz parafii św. Herberta na ceremonii pocieszał nowożeńców.
Sami bez szans
Wsparcie wodzisławianom się przyda. Nie ma szans, by sami wyszli na prostą. Nie mają oszczędności, małżonek pracuje na najniższej krajowej. Pani Basia nie pracuje. Opiekuje się w domu niepełnosprawną 6-letnią Kamilką. Mieszkanie nie było ubezpieczone. Jak mówią, na polisę też trzeba mieć pieniądze. Pierwsze potrzeby pomogli zaspokoić krewni, znajomi, również parafia. Wsparcie zadeklarowało też Stowarzyszenie Piękne Anioły, które dało się już poznać w naszym powiecie z wyremontowanych pokoi w domach potrzebujących rodzin. Szefowa stowarzyszenia wraz z miejscową wolontariuszką Moniką Sobik i przedstawicielem Zakładu Karnego w Jastrzębiu, którego więźniowie pomagają w remontach, odwiedzili pogorzelców dwa dni po ich weselu. Akurat 21 kwietnia Piękne Anioły uczestniczyły w otwarciu wyremontowanej przez siebie świetlicy kuratorskiej w Wodzisławiu i dowiedziały się o pożarze. - I jak tu nie wierzyć w interwencję z Góry – śmieje się Monika Sobik. Stowarzyszenie postanowiło skoordynować pomoc, aby rodzina dostała dokładnie to, czego potrzebuje. - Na wstępie przydałaby się firma budowlana, która podjęłaby się odbudowy mieszkania – mówi Monika Sobik.
(tora)
Jeśli chcesz pomóc pogorzelcom, dzwoń:
-
Monika Sobik, Stowarzyszenie Piękne Anioły, tel. 504 638 037
-
Barbara Koleczko, poszkodowana wodzisławianka, tel. 572 676 761